Czasem człowiek najnormalniej w świecie potrzebuje resetu. I wtedy szuka takiej książki, przy której się zrelaksuje. Ja wybrałam ostatnio książkę Iwony Banach i tych kilka godzin spędzonych na lekturze minęło mi szybko i przyjemnie, bo ta powieść właśnie taka była – zabawna, miła w odbiorze i wyjątkowo lekka.
Tym razem autorka osadziła akcję powieści w dość specyficznej wsi, w dodatku w pałacu, dotkniętym szaloną ręką projektanta, który obdarzony ułańską fantazją stworzył specyficzny budynek ociekający kiczem. Tam właśnie przebywa pewna grupa pisarzy debiutantów, którzy w olbrzymim napięciu oczekują werdyktu jurorskiego, dzięki któremu jedno z nich zadebiutuje. Niestety, albo stety, następuje seria niefortunnych zdarzeń, pojawia się trup i każdy staje się podejrzanym.
Czytając tę książkę, odnosiłam wrażenie jakbym tę historię gdzieś czytała. I szybko doszłam do wniosku, że bardzo podobna jest niewielka objętościowo książka "Ona przyszła ostatnia". I choć kilka rzeczy się pokrywało, to nie było to na tyle nachalne żeby przeszkadzało w lekturze.
To, co podobało mi się najbardziej, oprócz jak zwykle doskonałych dialogów i przejaskrawionych scen, to to, że Autorka kpi. Punktuje zachowania pewnych grup ludzi i społeczności, z którymi ma zapewne do czynienia na co dzień. Nie oszczędza nikogo, wytyka błędy, wyśmiewa i pewnie bawiła się przy tym setnie. I tę radość właśnie, odczuwa się właściwie w każdym zdaniu.
Tego typu książki stają się coraz bardziej popularne. Lubię je odkrywać, żeby cieszyć się chwilą niezobowiązującej lektury. Ważne jedynie dla mnie jest to, by opowieść napisana była ciekawie i nie nudziła. I tutaj wszystko się zgadza. Jest i interesująca treść i dość inteligentna historia.
To chyba najlepsza powieść Iwony Banach. I ja ją serdecznie polecam na długie jesienne wieczory. Czasem potrzeba nam lekkiego przymrużenia oka.
Czytałam już jedną książkę tej autorki i była niezła, więc chętnie poznam inne części z papugą ;)
OdpowiedzUsuń