Przejdź do głównej zawartości

Iwona Banach – Stara zbrodnia nie rdzewieje

 Czasem człowiek najnormalniej w świecie potrzebuje resetu. I wtedy szuka takiej książki, przy której się zrelaksuje. Ja wybrałam ostatnio książkę Iwony Banach i tych kilka godzin spędzonych na lekturze minęło mi szybko i przyjemnie, bo ta powieść właśnie taka była  zabawna, miła w odbiorze i wyjątkowo lekka.



Tym razem autorka osadziła akcję powieści w dość specyficznej wsi, w dodatku w pałacu, dotkniętym szaloną ręką projektanta, który obdarzony ułańską fantazją stworzył specyficzny budynek ociekający kiczem. Tam właśnie przebywa pewna grupa pisarzy debiutantów, którzy w olbrzymim napięciu oczekują werdyktu jurorskiego, dzięki któremu jedno z nich zadebiutuje. Niestety, albo stety, następuje seria niefortunnych zdarzeń, pojawia się trup i każdy staje się podejrzanym.

Czytając tę książkę, odnosiłam wrażenie jakbym tę historię gdzieś czytała. I szybko doszłam do wniosku, że bardzo podobna jest niewielka objętościowo książka "Ona przyszła ostatnia". I choć kilka rzeczy się pokrywało, to nie było to na tyle nachalne żeby przeszkadzało w lekturze.

To, co podobało mi się najbardziej, oprócz jak zwykle doskonałych dialogów i przejaskrawionych scen, to to, że Autorka kpi. Punktuje zachowania pewnych grup ludzi i społeczności, z którymi ma zapewne do czynienia na co dzień. Nie oszczędza nikogo, wytyka błędy, wyśmiewa i pewnie bawiła się przy tym setnie. I tę radość właśnie, odczuwa się właściwie w każdym zdaniu.

Tego typu książki stają się coraz bardziej popularne. Lubię je odkrywać, żeby cieszyć się chwilą niezobowiązującej lektury. Ważne jedynie dla mnie jest to, by opowieść napisana była ciekawie i nie nudziła. I tutaj wszystko się zgadza. Jest i interesująca treść i dość inteligentna historia. 

To chyba najlepsza powieść Iwony Banach. I ja ją serdecznie polecam na długie jesienne wieczory. Czasem potrzeba nam lekkiego przymrużenia oka.


Komentarze

  1. Czytałam już jedną książkę tej autorki i była niezła, więc chętnie poznam inne części z papugą ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...