Przejdź do głównej zawartości

Richard Paul Evans – Świąteczny nieznajomy

 Okres przedświąteczny rządzi się swoimi prawami, a jeśli chodzi o książki traktujące o świętach to jest ich mnóstwo. Spośród wielu propozycji, ostatnio wybrałam powieść autora, który zawsze dobrze mi się kojarzy, a jego historie otulają niczym najcieplejszy kocyk i gorąca herbata.



Maggie próbuje się pozbierać po zdradzie męża. Usiłuje wyjść z depresji i dzięki namowom przyjaciółki postanawia wrócić do życia. Pierwszym krokiem ku temu będzie zakup świątecznej choinki. Tam, poznaje człowieka, który wyciąga ją z depresyjnej otchłani i wzbudza w niej najpiękniejsze uczucia.

Evans jest niekwestionowanym mistrzem świątecznych opowieści. Te historie niosą zawsze ze sobą jakąś prawdę, swego rodzaju naukę, która pod płaszczykiem uroczej i nobliwej opowieści, wskazuje pewne uniwersalne prawdy i wyjaśnia trudne kwestie. W tej książce na pierwszy plan wysuwają się zaufanie do drugiego człowieka i to, że warto otaczać się ludźmi, na których zawsze można liczyć. Książka opowiada o problemach, z którymi na co dzień boryka się tysiące kobiet. Mówi o depresji, samotności, przemęczeniu i bezradności, ale też o tym, że warto poprosić o pomoc, nawet jeśli to bardzo trudne. Ostatnie rozdziały to pogodzenie się z losem, z własnymi bolączkami i zaakceptowaniem pewnych spraw. Kończy się happy endem, takim uroczym i nieco cukrowym, ale przecież właśnie takimi historiami lubimy się otaczać.

Akcent świąteczny to nie tylko choinka, ozdoby i iskrzący się śnieg, ale przede wszystkim miłość. Czysta, nieskażona głupstwami i po wielu perypetiach, pełna zaufania do drugiej osoby. Okazuje się, że drugą połówkę znajduje się prędzej czy później.  Pewne zachowania, wypowiedzi i problemy, z którymi borykają się bohaterowie, niewątpliwie mogą nieraz sprawiać trudność, ba, mogą być dla osoby czytającej niewygodne. Zmuszają one bowiem do głębszego zastanowienia się nad swoim życiem, uczuciami i tym, czy na pewno jesteśmy ze sobą szczerzy i czy w głębi duszy niczego nie ukrywamy.

Polecam i odsyłam do lektury.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...