Te autorki bardzo lubię za nienachalne romanse i wyjątkowy klimat. Ich książki traktuję jako antydepresant i niezawodny poprawiacz humoru. I właśnie dlatego sięgnęłam po opowiadania tych dwóch pań. To była lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale bynajmniej nie płytka.
Cztery krótkie formy literackie. Niewielkie objętościowo opowiadania, które osadzono w nadchodzącym klimacie świąt bożonarodzeniowych. W USA czas ten kojarzy się z wielobarwnymi ozdobami, skrzącym się śniegiem (choć przecież nie wszędzie) i donośnym Ho! Ho! Ho! wykrzykiwanym przez brodatego jegomościa do spółki z dźwięczącym dzwonkiem.
Nie będę opowiadać o fabule, bo zdradziłabym Wam zbyt dużo. Mogę jedynie powiedzieć, że każde z opowiadań będzie o miłości, o tym, że nie tylko w święta warto uwierzyć w siebie i, że pomimo żalu i bólu trzeba rozmawiać; z rodziną, przyjaciółmi, a nawet z obcymi ludźmi.
Ta książka to nie będzie stracony czas, to na wskroś urocze i bardzo romantyczne treści, których czytelniczki często szukają. Najładniejsza i najbardziej cukierkowa jest ostatnia historia, której autorki poświęciły niemal 1/4 część książki.
Opowiadania czyta się szybko i z ogromną przyjemnością. Historie nie są przesycone mądrościami czy też teologicznymi wyznaniami. Są zabawne, urocze i niosące dobrego, miłosnego ducha świąt. Zaczytajcie się w nich. Wystarczą cztery kubki kawy lub gorącego kakao i od razu zrobi Wam się cieplej na sercu. Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz