Przejdź do głównej zawartości

Mark Arturro – Jasnowidz i czarownica

 Czasem człowiek nie doczyta o czym jest książka, zabiera się za lekturę i potem jeno brwi ku górze unosi i macha łbem jak koń przed wyścigiem, bo zaczął, więc mus skończyć. I nic to, że nie wie o co chodzi, ważne, że autor wie i może się z czytelnikiem tym w końcu podzieli.



Wziął więc autor, przywdział pseudonim i jął z lubością składać literki w swego rodzaju satyrę czy też pastisz i wyprodukował powieść dla ludzi z luźną gumą w majtach. Bo ani ona nie niesie uniwersalnych prawd, ani też mądrych treści, ale perwersyjnie ciągnie ku sobie i otumania groteską.

Dziwnie jest pisać o powieści, która literacko leży bardzo nisko i nie powoduje żadnych większych zrywów myślowych. Trzeba więc zatem porzucić próbę wpasowania tegoż utworu w jakąkolwiek szufladę i opowiedzieć jak jest, bez zbędnego ukwiecania.

Utkał autor powieść, która byłaby najnudniejszym przykładem literatury obyczajowej we wszechświecie, gdyby nie to, że w co drugą scenę wplótł akty seksualne we wszystkich możliwych konfiguracjach. Gdzieś doczytałam, że gatunkowo to bardziej horror, ale cały czas będę trzymała się tej obyczajowości, bo lęku nie odczuwałam ani przez chwilę. Być może miała to być odpowiedź na wszechobecne romanse lub thrillery erotyczne wiodące prym w sprzedaży, a być może seks mu w duszy gra i chciał go ukazać w sposób najprostszy z możliwych, bez metafizycznego i duchowego pierdololo.

Ciekawe jest to w jaki sposób Arturro pisze o seksie. Pokazuje go i jako niezwykłe, romantyczne przeżycie, ale też jako potrzebę fizjologiczną (i tych treści jest tu najwięcej). I nie ukwieca specjalnie aktów rozkoszy. Nazywa rzeczy po imieniu, nie stroni od perwersyjnych treści, rubasznych zachowań czy dewiacji. Pokazuje jak jest i włazi swoim bohaterom nie tylko do łóżek ale i stodół, i z lubością te orgie opisuje. A okrasza je tyloma rzeczownikami, że pomysłów trzeba mu tylko pogratulować.

Nie szukajcie tu wzniosłych treści, nie oczekujcie też mądrych słów. Albo potraktujcie tę powieść jako persyflaż i bawcie się dobrze, doszukując się konotacji z innych utworów literackich, albo dajcie sobie spokój i nie mąćcie spokoju czytelniczego sumienia. Bo ta książka jest inna od reszty.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...