"Kiedy wariat zaczyna wyglądać na takiego, który zachowuje się już całkiem rozsądnie, to znak, że czas założyć mu kaftan bezpieczeństwa." Tak zwykł mawiać Edgar Allan Poe. I ten cytat doskonale podsumowuje tę niemal doskonałą powieść autorstwa Bayarda.
Od samego początku, opowieść snuje się niczym ciężka angielska mgła, oplata czytelnika mackami tajemnicy i z wielką wprawą wprowadza w meandry śledztwa. Powieść udekorowana jest wspaniałymi i mięsistymi dialogami, które wynikają jedne z drugich i nie pełnią roli sztucznego wypełniacza. Wypowiadają je nie mniej charakterne postaci, stworzone z wyjątkowym pietyzmem. Bohaterowie są wyjątkowi, niewyidealizowani, ludzcy i mało pompatyczni. Czytelnik dostał ich z całym dobrodziejstwem inwentarza – z ich zaletami i wadami w pakiecie.
Akcja jest dość dynamiczna, choć nie pędzi na złamanie karku. Jest czas na zastanowienie, chwilę zadumy nad sprawą i układanie własnych pomysłów na to, kto, gdzie i w jakim celu miesza w sprawie.
Autor zaserwował tutaj cały wachlarz emocji. Czytelnik jest zaciekawiony, zaintrygowany, czasem przechodzi go dreszcz strachu, a innym razem ulgi. To niezwykle umiejętne, przemyślane i pieczołowicie przygotowanie kompendium wiedzy na temat śledztwa, zasad panujących wśród osób prowadzących sprawę, ale i psychologiczne podejście do ludzi. Zarówno świadków zdarzenia, osób pobocznych, jak i tych, dążących do poznania prawdy, którzy dzień po dniu starają się rozwiązać zagadkę.
Bayard wspiął się na wyżyny i przedstawił taki koncentrat emocji, który zwala z nóg. Bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę, zmusza do myślenia, tłumaczy, przedstawia problem, ale nie daje gotowych rozwiązań. I to jest w tym szalenie intrygujące i miłe. Trzeba pomyśleć, by się lepiej czytało. I ja to lubię!
Komentarze
Prześlij komentarz