Przejdź do głównej zawartości

Artur Żurek – Strzygoń

 Po całkiem smacznej porcji literek w "Powrotnym z Wrocławia", nadszedł czas na kolejną powieść młodego autora kryminałów. Tym razem jednak śledztwo nie jest śledztwem, bohaterowie mają świra, a we wszystko to wmieszano strzygonia, a przecież wiadomo, że one nie istnieją. Totalny chaos, wydawać by się mogło... ale diabeł tkwi w szczegółach, a tych nie brakuje.



W lasach wschodniej Polski, mieści się niewielki pensjonat o zatrważającej nazwie "Strzygoń". Jego goście to autor poczytnych kryminałów, wysportowane młode małżeństwo, dwuosobowa ekipa zarządzająca w postaci majstra i gospodyni oraz kilkoro przejezdnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w całej Polsce znikają księża, a wszystko to wbrew pozorom stanowi sieć naczyń połączonych.

Początkowo wydawało się, że autor skręci w stronę dość sztampowej opowieści i pójdzie tropem szalonego zabójcy księży. Ale Artur Żurek miał inny pomysł i wywrócił fabułę do góry nogami, umiejscawiając ją w niewielkim pensjonacie. Tam też zamontował kilkoro nieznajomych, którzy są zmuszeni wspólnie przebywać pod jednym dachem i to w czasie nawałnicy stulecia.

Ach, jakżeż to sobie autor pysznie wymyślił! Połączył polskość z angielskim sznytem, zaczerpnął z klasyki literatury kryminalnej i niczym Hercules Poirot rozpoczął śledztwo, którego tak naprawdę nie było.

To wspaniała, cudownie poplątana historia, która momentami jest tak psychodeliczna i szalona, że trudno połapać się w "dobrych" i "złych" bohaterach, bowiem nikt tu nie jest winny, a jednocześnie wszyscy są. I ten chaos, pomieszanie wątków i odkładanie winy na boczny tor, towarzyszy bohaterom do samego końca.

Bardzo mnie się ta dziwność podobała. Opowieść była mroczna, czasem przerażająca, a kiedy indziej swojska niczym bimberek z jałowcową. Polecam uwadze!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...