Lubię książki Krystyny Mirek za ich przekaz, często podwójne dno. Lubię jej pióro też ze względu na fakt, że szybko potrafi się wstrzelić w fabułę i nie rozwleka niepotrzebnie, co powoduje, że jej powieści czyta się ciągiem i po kilku godzinach z usatysfakcjonowaniem kończy.
Jest to ładnie skonstruowana powieść obyczajowa, która skupia się się na złu, dobru, wychodzeniu ze stanu silnie stresogennego, ale też o tym, jak dwie bardzo zranione osoby, mogą się odnaleźć w mackach bólu i oparach beznadziei i poczuć coś na nowo.
Tym razem, autorka skupiła się na tym, by ukazać destrukcyjną i okropną twarz narcyzmu. Wskazała obraz rodziny uchodzącej wśród znajomych i pracowników za idealną, a zaraz po zamknięciu drzwi domu okazywało się, że mężczyzna to psychiczny manipulant, częściowy psychopata, człowiek pozbawiony jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności za rodzinę, za to pieniacz, psychiczny oprawca i zadufany w sobie człowiek. I to on jest odpowiedzialny za problemy zachodzące nie tylko w obrębie jego rodziny, ale i firmy, która jest jego oczkiem w głowie.
Krystyna Mirek potrafi zwracać uwagę na rzeczy ważne. Nie owija w bawełnę, ukazuje sprawy takimi jakimi są, ale nie ocenia. To zostawia czytelnikom i niemal nakazuje, by pewne niuanse przeanalizowali osobiście, doszukując się w swoim otoczeniu podobnych zachowań.
To nie jest lekka i infantylna powieść wakacyjna, a fajna, złożona i pogmatwana historia o zagubieniu i odnajdywaniu siebie na nowo. Polecam gorąco!
Komentarze
Prześlij komentarz