Przejdź do głównej zawartości

Krzysztof Piersa – Gustloff. Tajemnica bursztynowej komnaty.

 W czasie II wojny światowej, Niemcy i Rosjanie zrabowali wiele polskich dzieł sztuki, zabytków i cennych precjozów. Niektóre udało się odnaleźć, o innych słuch zaginął. Tak też było ze słynną bursztynową komnatą, którą Niemcy skradli Rosjanom i przewieźli do Królewca, a potem to już tylko domysły i przypuszczenia. Bezcenne bursztynowe arcydzieło prawdopodobnie spłonęło podczas bombardowania, ale poszlaki wskazywały na to, że  być może spoczywa jednak na dnie Morza Bałtyckiego w zatopionym w 1945 roku statku pasażerskim MS Wilhelm Gustloff. Na podstawie tej wyjątkowej historii, rozpalającej poszukiwawcze zmysły wszystkich zainteresowanych tematem, Krzysztof Piersa utkał opowieść, która mogłaby się wydarzyć, bo przecież niewiarygodne rzeczy też się dzieją.



Historia rozpoczyna się od śmierci staruszka, który umiera w dziwnych okolicznościach. Jego wnuk otrzymuje testament napisany szyfrem, a dodatkowo zauważa, że ktoś go śledzi. Szybko okazuje się, że jedyną przychylną mu osobą jest pyskata policjantka prowadząca sprawę i jego przyjaciel. Bohaterowie muszą skonfrontować się nie tylko z wrogiem, ale i drugowojenną historią, która odkrywa wiele niechlubnych tajemnic.

To była bardzo fajna historia, która zapewniła mi rozrywkę na dwa wieczory. Jest tu bowiem wszystko to, czego można oczekiwać od powieści sensacyjno-przygodowej. I była paczka przyjaciół, która musi radzić sobie sama, i kilku "złoli" czyhających na każdy ich ruch, ale też solidna dawka historycznych smaczków, które poprzetykano tu sprytnie fikcją literacką.

Autor nie stronił od opowieści o słynnej komnacie. Z pasją prezentował jej historię, opowiadał o potwornościach wojny i bezdusznych ludziach, którzy stali na jej czele. Wyłożył też dość dokładnie wszystkie niuanse dotyczące zatonięcia statku MS Wilheml Gustloff i śmierci niemal dziesięciu tysięcy pasażerów, a także wyjawił metody Rosjan, którzy splądrowali wrak kilkadziesiąt lat później.

Warstwa fabularna była tutaj tak nieprawdopodobna jak przygody Roberta Langdona w "Kodzie da Vinci". Niemniej, nie było tu zbyt wielkiego przepychu, autor zmieścił się w granicach rozsądku, dzięki czemu, wszystkie te przygody smakowały doskonale, wprowadzając mnie w dobry nastrój.

To ciekawa lektura przygodowa, którą czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Trzeba tylko oddać się lekturze, nie analizować za mocno i płynąć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Aleksandra Pakuła – Lekcja hiszpańskiego

 Mój cykl na romanse trwa w najlepsze. Od kilku dni trafiam na te, które aż chciało się czytać, bo napisane były ładnie i nie raniły oczu. Dziś o jednym z nich. Nie to, że będę słodziła i opowiadała, że och i, że ach, ale wielu minusów w niej nie było. Była za to bardzo fajna historia i całkiem sprytnie poplątana fabuła. Historia Adrianny to książkowy przykład kobiety krzywdzonej przez męża, wielokrotnie bitej, poniżanej i wykańczanej psychicznie. Odejście od męża-kata to najlepsza decyzja w jej życiu, ale niestety nie kończy się happy endem. Jej mąż, wzięty prawnik, człowiek z wieloma znajomościami w branży, nie daje kobiecie odejść od niego bezboleśnie. Sąd zasądza na jego rzecz alimenty, które kobieta musi spłacać w comiesięcznych transzach, przez co traci niemal wszystko na co pracowała, łącznie z ukochanym salonem piękności. Pomocy udziela jej wujek, który w Hiszpanii prowadzi dobrze prosperującą restaurację. Dziewczyna pozostawia w Polsce swoją córkę i wyjeżdża na kilka miesi...