Przejdź do głównej zawartości

Jagna Rolska – Farciarz

 Z powieściami obyczajowymi osadzonymi podczas trwania II wojny światowej bywa różnie. Trzeba być bardzo uważnym, by nie wpaść w pułapkę i nie stworzyć płytkiego "potworka". W przypadku Jagny Rolskiej byłam spokojna i z przyjemnością skonstatowałam, że jej książka jest tak dopracowana i tak rzetelnie napisana, że serce się raduje.



Autorka stworzyła powieść obyczajową o młodym dzielnym chłopaku, mieszkającym wraz z rodziną w jednej z dzielnic warszawskich. Chłopak miał głowę pełną marzeń, chciał się uczyć, założyć rodzinę, pracować. Jego plany jednak brutalnie zostały przerwane przez wojnę, która zmusiła go do walki o przetrwanie.

Tytułowy "Farciarz" to powstaniec warszawski, pan Jerzy Oględzki, pseudonim "Jur", ponad stuletni mężczyzna, który swoim hartem ducha, niezwykłą osobowością i naturalnym talentem do opowiadania, skradł serce autorki. Napisała więc powieść obyczajowo-przygodową na podstawie jego biografii. I choć jak sama przyznała, niektóre rzeczy są wytworem jej wyobraźni, a niektóre wydarzyły się naprawdę, to tworzy to mieszankę nad zwyczaj smaczną i podaną w sposób niezwykle rzetelny.

To historia jakich po wojnie można było usłyszeć wiele. I choć niewypowiedziany ból po stracie najbliższych, potworne informacje spływające z głębi Polski o niemieckich obozach śmierci, czy panujące wszędzie choroby i bieda, nie spowodowały, że opadł duch w narodzie. Ludzie walczyli w ten czy inny sposób, by w końcu odetchnąć z ulgą. I wszystkie te starania, autorka pięknie zobrazowała, tworząc swojego głównego bohatera i doświadczając go serią zdarzeń, które tylko "warsiaski cwaniak" mógł przeżyć. 

I choć wyrósł tu bardzo na superbohatera tamtych czasów, to jednak nie ma tu krzty przesady. Udało się autorce wyważyć tę powieść idealnie, dzięki czemu ta książka ani nie przytłacza, ani nie trąca patosem, za to daje nadzieję, że w każdej potwornej zawierusze znajdzie się ktoś, kto nas ocali.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale stawia n