Przejdź do głównej zawartości

Joanna Tekieli – Niebieski ogród

 Już dawno nie zachwyciła mnie tak bardzo powieść obyczajowa. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałam książkę na wdechu i z rumieńcami na polikach. To powieść niemal doskonała. Taka, która porusza w organizmie czytelniczki wszystkie czułe struny i mimo, że jest to historia dość smutna, to jednak niesie nadzieję.



Opowieść toczy się tu dwutorowo; w czasach współczesnych i przed II wojną światową. Umiera ponad stuletni mężczyzna, który w miasteczku uznawany był za dziwaka. Cały swój podupadły majątek przepisuje wcześniej miejscowej parafii. Podczas inwentaryzacji walącego się budynku i dzięki wspomnieniom starszej mieszkanki, ludzie docierają do historii sprzed lat, która już na zawsze pozostanie w ich sercach.

Joanna Tekieli stworzyła opowieść na wskroś wyjątkową. Przepiękną, poprzetykaną niczym kilim licznymi retrospekcjami i załadowaną emocjami aż po brzegi. Ta nieprawdopodobna historia miłości i przywiązania, okraszona olbrzymią dawką bólu i cierpienia, wychodzi na jaw dopiero po wielu dekadach. I choć życie nie zawsze usłane jest różami, to jednak zawsze uczciwość i prawda się obronią, choćby to miało trwać wiele lat.

Rozwiązywanie zagadki sprzed lat jest opisane tak plastycznie i uczciwie, że trudno uwierzyć, że ta historia nie zdarzyła się naprawdę. Wszak wiekowych domów, które ledwo stoją i starszych ludzi pamiętających zamierzchłe czasy było niegdyś mnóstwo. Może gdzieś w Polsce jest taki budynek, który skrywa w sobie tajemnicę z przeszłości? Może trzeba to zbadać?

Najgoręcej jak mogę, polecam tę powieść przepełnioną miłością, czułością i kolorem niczym błyszczący kamień lapis lazuli. Cudowna!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale stawia n