Przejdź do głównej zawartości

A.B. Poranek – Tam gdzie trwa noc

 Przepiękne wydanie z barwionymi brzegami, a także postać młodego, pięknego mężczyzny z rogami i nie mniej przystojnej dziewczyny, powodują, że wielbiciele fantastyki i słowiańskich historii mają na tę powieść ogromną chrapkę. Ale czy się nie zawiodą? Ano mogą. Bo wszystko zależy od tego, czy szukają fajnej opowieści o słowiańskich bóstwach i stworach oplecionych magią, potęgą i no cóż... miłością, czy też mają chęć na płaską historię, która tylko połowicznie zaspokoi czytelnicze gusta.



Już od samego początku w potencjalną czytelniczkę uderzają podobieństwa do "Pięknej i Bestii". Wprawdzie kwiat paproci i główne postaci są nasze, słowiańskie, ale reszta jakoś tak mocno podobna do disneyowskiej bajki. Druga rzecz, to wspólny mianownik z "Dożywociem" Marty Kisiel. Nie chcę tutaj oskarżać autorki, że się sugerowała Lichotką i jej mieszkańcami, ale to już było i naprawdę temu doskonałemu skadinąd pomysłowi Marty trudno będzie dorównać.

Autorka po macoszemu potraktowała swoją powieść. Nie wgłębiła się w nasze szalenie ciekawe podania i legendy, nie przyjrzała się im bliżej. Zaskutkowało to niestety stworzeniem postaci zbyt płaskich, by były wiarygodne. Poza tym nie umiejscowiła tej opowieści w żadnym konkretnym czasie, co spowodowało, że trudno jest określić, w którym miejscu się znajdujemy. Dodatkowo, dochodzi do tego nieadekwatne słownictwo i zwroty absolutnie niepasujące do opowieści. Powiedzieć więc, że te puzzle są z różnych pudełek, to nie powiedzieć nic.

Jeśli zaś chodzi o relację Leszego i Liski, to od samego początku brakuje między nimi iskry, która mogłaby zapłonąć. Wydawało się, że surowy i potworny Leszy okaże się takimż samym strażnikiem lasu jak i kochankiem, ale wyszła z niego ciepła klucha i mdły towarzysz, a z Liski cierpiętnica, która ma olbrzymi problem ze sobą.

Szkoda. Bardzo szkoda tego pomysłu.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...