Nie czytuję poradników! Nigdy. Nie bardzo je rozumiem, nie lubię kiedy ktoś próbuje mi coś wmówić, nie potrzebuję tego. Dlaczego więc sięgnęłam po poradnik Marty? Ano z ciekawości. Dlatego, że kilkanaście lat temu poznałam autorkę i bardzo miło wspominam jej charyzmę, niezwykłą radość od niej bijącą, ale też dlatego, żeby przy okazji sprawdzić, czy może jednak poradniki są dla mnie. No i... niestety albo stety nic się nie zmieniło, ale opowiem o tej książce, bo być może komuś naprawdę pomoże.
Zacznę może od tego, że dobry skład, podział na rozdziały i podrozdziały przedzielone znakiem QR to świetny pomysł. Wytłuszczone zdania zwracają uwagę i wzrok osoby czytającej i pozwalają dłużej się na tych ważnych zdaniach zatrzymać. Można więc z powodzeniem poczytywać sobie tę książkę w tramwaju, pociągu, etc., a także wszędzie tam, gdzie mamy ochotę i niewiele czasu.
Marta napisała tę książkę w taki sposób, jakby rozmawiała z najlepszą przyjaciółką i opowiadała jej o swojej podróży po życie. Język, którego używa, jest plastyczny i wielowymiarowy, co powoduje, że czytelnik czuje jakby rozmawiał z kimś bliskim. Opowiada o walce z chorobą, o dochodzeniu do siebie i spojrzeniu na to wszystko w inny sposób. Jestem więc przekonana, że osoby, które zachorowały lub zwątpiły w siebie i swój organizm, znajdą tu wsparcie i ciepło.
Jest to taki rodzaj opowiadania o poszukiwaniu siebie i poczuciu własnej wartości. Książka, mimo, iż porusza trudne kwestie, przepełniona jest optymizmem i nadzieją na lepsze jutro. To taki trochę śmiech przez łzy, ale bardzo oczyszczający i świeży.
Jeśli więc lubisz czytać poradniki, bo są dla Ciebie cennym drogowskazem, albo jeśli poczujesz, że potrzebujesz spojrzenia na życie, swoją chorobę (jaka by ona nie była) i znaleźć inny punkt widzenia, to ta książka będzie dobrym wyborem. To też opowieść dla tych, którzy szukają w życiu tego czegoś, ale nie mogą znaleźć. Marta wie, gdzie to coś jest i pomoże Ci to znaleźć!
Komentarze
Prześlij komentarz