Przejdź do głównej zawartości

Wiktoria Emilia Regin – O czym szumi ocean

 Czytam powieści o tematyce drugowojennej bardzo często. Dobrze znam historię Warszawy w tamtym czasie, dlatego zwracam szczególną uwagę na pewne historyczne niuanse. Doceniam więc zawsze pietyzm lub wytykam błędy, jeśli takie występują w danej książce. A ta była bardzo dziwna, rzekłabym z szalonym pomysłem, który został zrealizowany (moim zdaniem) tylko połowicznie. A dlaczego? Ano dlatego, że zabrakło mi tu wyjaśnień i związków przyczynowo-skutkowych.



Jest to opowieść o młodej dziewczynie Indze, która jest w ciąży. Pewnego dnia otrzymuje maila od swojej dalekiej ciotki, mieszkającej w Kanadzie. Ta namawia ją na przyjazd i krótkie wakacje, by opowiedzieć jej o rodzinie. Inga poznaje więc trudną i dramatyczną historię swoich przodkiń – trzech sióstr, Żydówek, które przetrwały zawieruchy drugiej wojny światowej, ale zapłaciły za to najwyższą cenę.

Powieść podzielona jest na etapy i narrację kilkuosobową. Nie można więc wyodrębnić tu jednej bohaterki, a to bardzo lubię. Jest więc tu dość mocne zderzenie współczesności z latami trzydziestymi i czterdziestymi ubiegłego stulecia, nie tylko w warstwie technologicznej, ale przede wszystkim światopoglądowej i obyczajowej. Mamy więc tu cały przekrój zachowań, myśli i postępowań ludzkich, które wcale tylko na pierwszy rzut oka są inne. Często bowiem można zaobserwować, że pomimo biegu lat, można mieć te same rozterki i powielać te same decyzje.

Jeśli chodzi o podstawę historyczną, to nie można tu odmówić autorce ciężkiej pracy. Z wyjątkową dokładnością zawarła tu informacje o okupowaniu Warszawy, granicach getta, zarządzeniach wprowadzanych w życie w czasie postępującej wojny. Nie pominęła też warstwy artystycznej, tak ważnej przecież dla ludzi. 

Pani Regin wprowadziła jednak do fabuły pewną dziwną rzecz, nieco może paranormalną, ale trudną do wytłumaczenia zdroworozsądkowo, która kłuje mnie dość mocno w oczy. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, wspomnienia wcześniej przez bohaterki, etc., wprowadziła do fabuły klątwę, której nikt się nie spodziewał. Próbowałam sobie ten fragment wytłumaczyć stresem pourazowym bohaterki – wtedy miałoby to sens, ale im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że chyba taki jednak był pierwotny zamysł, który mocno mnie wybił z rytmu.

Pewne nieścisłości odebrałam też w opowieści o Indze. Brakuje mi tu jej jako bohaterki, jej opisu charakteru, który mógłby wyjaśnić pewne irracjonalne zachowania lub nieuzasadnione pyskówki. Można by zrzucić to na karb buzujących w niej hormonów, ale jej wypowiedzi były często nieadekwatne do sytuacji i wyglądały jakby były wycięte z kontekstu. Zabrakło więc tu kilku istotnych rzeczy.

Są tu też sceny miłosne, dość szczegółowe. Nie jestem osobą pruderyjną, czytam bardzo różne powieści, także te określane naklejką 18+, ale o ile tam wiem co biorę do ręki i czego się spodziewać,  o tyle tutaj nie rozumiem. Wiadomym jest, że ludzie w czasie wojny łaknęli bliskości, że było im to szalenie potrzebne do życia, ale znakomita część powieści napisana jest bardzo nostalgicznie, czasem patetycznie i jest zupełnie niewiele miejsca (lub wcale ich nie ma) na rozkosze ciała i romantyczne uniesienia, które później pojawiają się nagle, krótko i w dziwnych konfiguracjach.

Powieść tę trudno jest mi więc jednoznacznie określić. Podobała mi się część poświęcona życiu w okupowanej Warszawie. Wstrząsnęły mną do głębi historie Żydówek, o których wcześniej wspominałam, ale koniec tej powieści jest mocno chaotyczna, pełna dziwnych i trudnych do zrozumienia zwrotów akcji. Ta końcówka książki jest jak fale oceanu. Pofałdowana i nierówna. Być może druga część tej historii przyniesie upragnione odpowiedzi.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Aleksandra Pakuła – Lekcja hiszpańskiego

 Mój cykl na romanse trwa w najlepsze. Od kilku dni trafiam na te, które aż chciało się czytać, bo napisane były ładnie i nie raniły oczu. Dziś o jednym z nich. Nie to, że będę słodziła i opowiadała, że och i, że ach, ale wielu minusów w niej nie było. Była za to bardzo fajna historia i całkiem sprytnie poplątana fabuła. Historia Adrianny to książkowy przykład kobiety krzywdzonej przez męża, wielokrotnie bitej, poniżanej i wykańczanej psychicznie. Odejście od męża-kata to najlepsza decyzja w jej życiu, ale niestety nie kończy się happy endem. Jej mąż, wzięty prawnik, człowiek z wieloma znajomościami w branży, nie daje kobiecie odejść od niego bezboleśnie. Sąd zasądza na jego rzecz alimenty, które kobieta musi spłacać w comiesięcznych transzach, przez co traci niemal wszystko na co pracowała, łącznie z ukochanym salonem piękności. Pomocy udziela jej wujek, który w Hiszpanii prowadzi dobrze prosperującą restaurację. Dziewczyna pozostawia w Polsce swoją córkę i wyjeżdża na kilka miesi...