Przejdź do głównej zawartości

Wesley Chu – Sztuka proroctwa

 Sądziłam, że po "Wojnach makowych" nie doświadczę już tak mocnych i nieprzewidywalnych wrażeń. Że wszystkie dalekowschodnie, okraszone tysiącem legend historie, na tle tamtego bestsellera będą mdłe i nieciekawe. Jak bardzo się myliłam i uderzyć się muszę w pierś dowiedziałam się już na samym początku "Sztuki proroctwa". A, że zachwycona jestem szalenie, toteż dzielę się tym chętnie.



W tym całym dalekowschodnim kotle kisi się tak wiele różnych osobowości i charakterów, że czytanie staje się czystą przyjemnością. To, w jaki sposób bohaterowie reagują na śmiertelne niebezpieczeństwo, jak się wysławiają i manipulują ludźmi, władają bronią czy magią, sprawia, że każdego z nich poznajemy od podszewki. Na wierzch wychodzą wszystkie wady, skrywane sekrety i tajemnice, ale też mnóstwo pozytywnych emocji i niuansów świadczących o skrupulatnym i drobiazgowym przygotowaniu autora.

Mamy tu zbiór wielu postaci. Żadna z nich nie jest krystaliczna, ich działania i decyzje nie do końca są jasne, co komplikuje nieco odbiór i sprawia, że całość nabiera nieprawdopodobnej wręcz tajemniczości. Poza tym, bohaterowie przebywają długą drogę, ale mnóstwo niedopowiedzeń i niejasności powoduje, że zastanawiam się dokąd ich to wszystko zaprowadzi, i czy to się skończy dobrze.

Trzeba też wspomnieć o tym, że ta książka dialogami stoi. Jest ich tu bardzo dużo i są nie tylko doskonałą ilustracją kolejnych scen, ale też tworzą swoje historie, które gładko przechodzą jedna w drugą i absolutnie nie nudzą. Czasem zaskakują, bawią, szokują, ale też pomagają zrozumieć pewne zachowania bohaterów.

Książka ukwiecona jest intrygami, knowania plączą fabułę, kierują ją pozornie w drugą stronę, po to by zmylić czytelnika i ostatecznie uderzyć z zimną precyzją w zupełnie nieosłonięte miejsce.   

To nie jest łatwa lektura z baśniowymi postaciami i lekko romantycznymi wątkami, których teraz pełno na księgarskich półkach. Jest to opowieść intensywna, dobrze przemyślana i obiecująca, że w kolejnych tomach będzie działo się więcej, mocniej i mroczniej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...