Przejdź do głównej zawartości

Trzynasta opowieść – Diane Setterfield

 Piękną książkę poznasz nie tylko po okładce (i to tez nie zawsze), ale też po tym, że ona rezonuje dobrą energią. Jestem przekonana, że każdy nałogowy czytelnik o tym wie i zna sprawę z autopsji. O  tej książce można mówić wiele i nie da się jej jednoznacznie określić, bo powiedzieć, że ta książka jest DOBRA, to właściwie nie powiedzieć nic.



Macie przed sobą oryginalne, nieprawdopodobnie ciekawe historie, której próżno szukać wśród ksiąg wydanych na przestrzeni ostatniego roku. Ta książka to jedna, wielka, fantastyczna opowieść, pełna dusznych tajemnic, miłości, problemów, ale też pełna życia, które warto przeżyć na sto procent.

Zwykle w tym miejscu opowiadam Wam o fabule, nakreślam ją i nakierowuję na to, czego możecie się spodziewać po książce. Dziś jednak postanowiłam opuścić ten akapit i sprawić żebyście mieli niespodziankę i mogli przeżyć tę książkę po swojemu.

Ach, cóż to była za literacka uczta! Każde słowo, zdanie, akapit, pochłaniałam z olbrzymią przyjemnością. Autorka tak lawirowała słowami, zwrotami i fabułą, że pochłaniałam ją literka po literce. Były momenty, w których nie chciałam, ba, nie mogłam odłożyć tej książki, co skutkowało podkrążonymi oczami i dość niewyspanym obliczem po nocnym maratonie czytelniczym.

Odnosiłam wrażenie, jakbym czytała siostry Bronte lub Jane Austen, choć w przypadku tej autorki, mniej było dramatów romantycznych i intryg. Nie zmienia to jednak faktu, że klasyczne powieści miały na nią olbrzymi wpływ i da się to jednoznacznie stwierdzić.

Ta książka pochłania od pierwszych stron. Uroczo przytłacza, wypłukuje emocje, wciąga w literacki wir i oplata mackami tak mocno, że nawet po lekturze myśli się tylko o tym, jak piękna to była historia. I choć spodziewacie się w tym kotle zachwytów, odrobinę dziegciu, to jednak rozczaruję Was dziś. Nie będzie tu go ani krztyny. Tak wspaniałej, literackiej uczty życzę wszystkim czytelnikom jak najczęściej.

Wspaniała, wielowymiarowa, niemal doskonała! Polecam wielbicielom literatury pięknej i nie tylko!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...