Przejdź do głównej zawartości

Kamila Mikołajczyk – Udowodnię ci

 Lubię romanse i od nich nie stronię. Często jednak trafiam na takie, które są mało interesujące albo szalenie sztampowe. Ale jak już trafię na coś "dorodnego" to z rąk nie wypuszczam i polecam gdzie tylko mogę. Cieszę się więc, że Kamila Mikołajczyk skradła moje serce.



Jest to opowieść o dziewiętnastoletniej Larissie, dziewczynie osaczonej przez miłość nadopiekuńczej matki, nastolatce, która dopiero wkracza w dorosłe życie i próbuje wymknąć się z rąk rodzicielki. Jej wybrankiem serca jest Nathan, chłopak znany w środowisku ze zmieniania kobiet jak rękawiczki, upalania się trawką i brutalnych walk bokserskich. Tylko tak ogromne przeciwieństwa mogą przyciągać się jak magnez i rozpocząć płomienny romans.

Wprawdzie ten szkic fabuły może wydawać się infantylny i sprawiać wrażenie, że już gdzieś podobna historia wystąpiła, ale uwierzcie, takiej pięknej i wielowarstwowej, w polskiej literaturze romantycznej jeszcze nie czytałam.

Podobał mi się pomysł na tę historię, na umiejscowienie akcji w Dublinie i wybranie zagranicznych bohaterów. Nie oznacza to, że polskie postaci są gorsze, absolutnie. Ot, powiało innym stylem życia, który rządzi się swoimi prawami.

Postaci nie denerwowały, były zbudowane bardzo zmyślnie i z pieczołowitością. Wspólne dialogi nie należały do infantylnych, zawsze uzupełniały w pewien sposób historię, a treść napisana jest ładnie i bez rażących oko sfomułowań.

Książka aż kipi od namiętności. I  nie mam tu na myśli scen seksu, które oczywiście też tu znajdziemy. Mówię o niezwykłej chemii łączącej Lari z Nathanem. Ich taniec wokół siebie, wzajemne przyciąganie, rozmowy, słowne przepychanki i reakcja ich ciał na siebie, są tak intensywne, że trudno usiedzieć w miejscu. Obserwowanie bohaterów w drodze do miłości sprawiało mi chyba większą przyjemność niż sam moment kulminacyjny.

Polecam gorąco tę powieść. Poczujcie się jak w amerykańskiej uczelni, zachłyśnijcie się studenckim życiem i pokochajcie tych dwoje bohaterów. Oczekiwanie na tom drugi będzie bolesne.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...