Jane Doe w amerykańskiej terminologii policyjnej oznacza to samo, co w Polsce NN, czyli nazwisko nieznane. Czy osoba poddawana potwornym eksperymentom i badaniom zachowa własną tożsamość, czy przetrwa i czy broń, którą posiada stanie się niebezpieczna dla oprawców?
Lynette Noni właśnie szturmem wdarła się na polski rynek wydawniczy i toruje sobie drogę do bestsellerowej półki. W moim mniemaniu, należy jej się to wyróżnienie, bo książka, o której opowiem zasługuje na wszelkie ochy i achy.
Jestem zmuszona przestrzec czytelnika, że nie będzie tu lukrowanej walki dobra ze złem i rozkosznego tete a tete między kochankami. Początek będzie wyjątkowo paskudny i trudny do przebrnięcia, niemniej, szalenie ważny dla dalszego rozwoju fabuły. A im dalej w las, tym ciemniej. Akcja wcale nie zwalnia, rozwija się w tempie błyskawicznym i obłapia czytelnika swoimi lepkimi mackami. Wierzcie mi, że nie pozwala wypuścić go z rąk. Czytelnik zostaje zniewolony, całkowicie opętany i zmuszony do przeczytania tej historii do końca.
Każdy element tej powieści jest przemyślany, skonstruowany tak, by przyciągał i zaciekawiał, zazębiał się płynnie, torując sobie drogę do wyjaśnienia. I mimo tego, że w tej książce wyjaśnia się bardzo niewiele, to pisarski kunszt i wyobraźnia autorki smakują pysznie i nie dają chwili na oddech.
To samo tyczy się bohaterów. Są klarowni, dopieszczeni ze wszech stron i wyraziści. Każdy z nich niesie ze sobą jakiś bagaż doświadczeń, pewną życiową skazę i każdy z nich ma w sobie element zła.
Dosmaczeniem tej historii są dobre, mięsiste dialogi, w których próżno szukać wydumanych sentencji albo idiotycznych (choć popularnych w powieściach fantasy) przesłań do ludzkości. Tu wszystko zgadza się jak w najlepszym scenariuszu.
Polecam gorąco i mam tylko jedno zdanie podsumowania. Słowa mają olbrzymią moc sprawczą! Pamiętajcie o tym.
Komentarze
Prześlij komentarz