Przejdź do głównej zawartości

Szept – Lynette Noni

 Jane Doe w amerykańskiej terminologii policyjnej oznacza to samo, co w Polsce NN, czyli nazwisko nieznane. Czy osoba poddawana potwornym eksperymentom i badaniom zachowa własną tożsamość, czy przetrwa i czy broń, którą posiada stanie się niebezpieczna dla oprawców?



Lynette Noni właśnie szturmem wdarła się na polski rynek wydawniczy i toruje sobie drogę do bestsellerowej półki. W moim mniemaniu, należy jej się to wyróżnienie, bo książka, o której opowiem zasługuje na wszelkie ochy i achy.

Jestem zmuszona przestrzec czytelnika, że nie będzie tu lukrowanej walki dobra ze złem i rozkosznego tete a tete między kochankami. Początek będzie wyjątkowo paskudny i trudny do przebrnięcia, niemniej, szalenie ważny dla dalszego rozwoju fabuły. A im dalej w las, tym ciemniej. Akcja wcale nie zwalnia, rozwija się w tempie błyskawicznym i obłapia czytelnika swoimi lepkimi mackami. Wierzcie mi, że nie pozwala wypuścić go z rąk. Czytelnik zostaje zniewolony, całkowicie opętany i zmuszony do przeczytania tej historii do końca.

Każdy element tej powieści jest przemyślany, skonstruowany tak, by przyciągał i zaciekawiał, zazębiał się płynnie, torując sobie drogę do wyjaśnienia. I mimo tego, że w tej książce wyjaśnia się bardzo niewiele, to pisarski kunszt i wyobraźnia autorki smakują pysznie i nie dają chwili na oddech. 

To samo tyczy się bohaterów. Są klarowni, dopieszczeni ze wszech stron i wyraziści. Każdy z nich niesie ze sobą jakiś bagaż doświadczeń, pewną życiową skazę i każdy z nich ma w sobie element zła. 

Dosmaczeniem tej historii są dobre, mięsiste dialogi, w których próżno szukać wydumanych sentencji albo idiotycznych (choć popularnych w powieściach fantasy) przesłań do ludzkości. Tu wszystko zgadza się jak w najlepszym scenariuszu.

Polecam gorąco i mam tylko jedno zdanie podsumowania. Słowa mają olbrzymią moc sprawczą! Pamiętajcie o tym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn