Przejdź do głównej zawartości

Agata Suchocka – Pianissimo

 Wyjątkowe i wartościowe powieści wcale nie muszą być opasłymi tomiskami. Czasem, żeby podać czytelnikowi piękną historię, wystarczy skondensowana forma w postaci ponad dwustu stron. Taki właśnie zabieg zastosowała Agata Suchocka w swojej najnowszej powieści. Historia trudnej  i niecodziennej miłości Ireny i Juliana.



Julian Kolbe to młody mężczyzna, wirtuoz fortepianu, wychowywany przez siostry zakonne, chłopak ze spektrum autyzmu, który nie rozmawia, a porozumiewa się za pomocą gry na fortepianie. Przypadkowe muzyczne odkrycie i uczestnik Konkursu Chopinowskiego. Wyobcowany, delikatny i szalenie wrażliwy człowiek.

Irena jest dojrzałą kobietą z przeszłością. Postępująca depresja, złe wspomnienia i zadane w przeszłości rany, których nie da się wyleczyć medykamentami, powodują, że kobieta pogrąża się w alkoholu, narkotykach, często ma myśli samobójcze, a jej desperackie próby "poczucia czegokolwiek" coraz bardziej spychają ją w przepaść zwaną autodestrukcją.

Tych dwoje uratować może tylko miłość. I choć wydawać się może, że to pusty frazes rodem z tanich romansów, to w przypadku tej książki "miłość" to słowo-klucz.

Książki Agaty Suchockiej charakteryzują się pewną ulotnością i lekkością. Z olbrzymim szacunkiem traktuje czytelnika, pięknie układa zdania i słowami nadaje swoim historiom sznytu. Czytałam wszystkie jej książki i każda z nich wyróżniała się literacką wirtuozerią. Lubię tę płynność i oryginalność, o którą tak trudno w dzisiejszych propozycjach romantycznych. I jeśli spodziewacie się ode mnie łyżki dziegciu w tym słoju z miodem, to się nie doczekacie, bo na takie historie jak Pianissimo trafia się wyjątkowo rzadko.

Ta niewielka objętościowo powieść niesie ze sobą tyle wartości, że trudno wskazać najważniejszą. Autorka porusza niezwykle ważny aspekt dawstwa organów, a także walki z depresją i konieczności leczenia. Trąca też delikatne struny problemów związanych z autyzmem i tego, jak ważny jest człowiek dla człowieka.

I te wszystkie ważkie tematy, autorka zgrabnie doprawiła solidną dawką pożądania, wzajemnego przyciągania i w końcu oczyszczającej miłości. 

Nie mogę nie wspomnieć też o potężnej dawce muzyki, która niemal wypływa z kart książki. Muzyki klasycznej, wartościowej i dobranej do tematu książki tak, że chce się w niej zanurzyć. Mnie podczas lektury towarzyszyły walce chopinowskie, a w szczególności Walc a-moll.

To powieść na wskroś piękna. Wzrusza do łez, skłania do myślenia i pozostaje w głowie długo po lekturze. To takie nasze polskie, cudowne Love Story. Warto!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn