Przejdź do głównej zawartości

Michał Śmielak – Znachor

 Zawsze z przyjemnością sięgam do książek napisanych przez debiutantów. Jestem żądna świeżej literackiej krwi i już po kilku rozdziałach wiem, czy się z danym twórcą polubimy czy nie. W przypadku Michała Śmielaka nie była to bynajmniej miłość od pierwszego wejrzenia. To było gorące uczucie od pierwszego zdania doprawionego sowicie olbrzymim poczuciem humoru.



Krzysiek, młody student historii, dowiaduje się, że w jego głowie rośnie guz, który najprawdopodobniej zabije go w ciągu sześciu miesięcy. Na ratunek przychodzi znachor, o dość niekonwencjonalnym podejściu do terapii. Nie ma tu ziół, odprawiania guseł ani czarów, są za to długie dysputy o wszystkim i hektolitry wysokoprocentowego alkoholu. I w całej tej dziwnej terapii pojawia się wątek kryminalny. Ktoś z rozmysłem i z sobie tylko wiadomych względów zabija uzdrowicieli w całej Polsce, stosując tortury rodem z polowań na czarownice.

Nie jest to typowy, krwisty kryminał, których na naszym rodzimym rynku wydawniczym jest dość dużo. Tu mamy coś wyjątkowo świeżego i oryginalnego. I choć nie wszystkim kryminałolubom przypadnie do gustu, to na pewno zdobędzie swoich odbiorców.

To, co tę książkę cechuje to sowita dawka ironii i sarkazmu, przemycana w błyskotliwych i nienudnych dialogach. I choć sprawa jest wyjątkowo trudna i krwawa, cała ta humorystyczna otoczka nadaje jej lekkości i ratuje od przeraźliwie poważnego tonu. 

Powieść napisana jest prostym, niezbyt wymagającym językiem, ale dzięki temu przez treść płynie się niczym nurtem rzeki. Brak tu ozdobników literackich, ale za to mnóstwo humoru, porównań i związków frazeologicznych nadających fabule sznytu i werwy.

Mimo, że fabuła pędzi i czytelnik nie nudzi się jak kanapowy mops trzeba zaznaczyć, że momentami opowieść jest zawiła niczym węzeł gordyjski i tak miesza w głowach, że cały, misternie ułożony plan wytypowania mordercy rozsypuje się niczym budowla z klocków Lego. Trzeba więc kilkukrotnie zaczynać od nowa.

Michał Śmielak wodzi czytelnika za nos i z lubością prowadzi swoją grę w kotka i myszkę. Ja byłam zachwycona nowym, świeżym spojrzeniem na literaturę kryminalną. I choć może się wydawać, że to niemal komedia kryminalna, to ja jednak daleka jestem od tego porównania. To decydowanie lepsza pozycja. Inteligentna, lotna i bardzo udana.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn