Przejdź do głównej zawartości

Elizabeth Lim – Tkając świt

 Czytając "Tkając świt" miałam w głowie już słowa, którymi Was zasypię opowiadając o tej książce. Pomysłów miałam wiele, zdania układały się barwnie i były wielokrotnie złożone, a potem skończyłam lekturę i w głowie pojawiła się pustka. Zapytacie dlaczego? Ano dlatego, że najchętniej moja recenzja wyglądałaby jak nieudolna próba wyrażenia swojego zdania w szkole podstawowej, czyli pełna ochów i achów z głównym argumentem: bo tak! Albo też waliłoby po oczach, napisane na całej stronie A4, ogromne, tłuste WOW! Nadal jestem pełna zachwytów, nadal mam chęć piać peany na cześć Elizabeth Lim, ale myślę, że odtajałam na tyle, by wyrazić się bardziej konstruktywnie.



Maia jest córką krawca, który w wojnie traci swoich synów. Sam pogrąża się w depresji i marazmie, pozostawiając na głowie młodziutkiej uzdolnionej dziewczyny prowadzenie rodzinnego biznesu. A ponieważ patriarchat jest głęboko zakorzeniony w kulturze chińskiej, dziewczyna zwykle traktowana jest przedmiotowo i źle. Po powrocie do domu ostatniego, niepełnosprawnego brata i propozycji płynącej z cesarskiego dworu, dziewczyna postanawia udawać chłopaka i stanąć w szranki wraz z innymi krawcami, w zawodach o tytuł nadwornego mistrza krawiectwa.

I choć wydawać by się mogło, że podobieństwo do Mulan jest duże, to poza przebraniem się za chłopaka i ścięciem włosów z tą opowieścią nie ma nic wspólnego. Cały wykreowany przez Lim świat, opiera się na tym, co podpowiadała jej wyobraźnia.

Mnóstwo tu ludowych wierzeń i mitów, które autorka utkała na bazie prawdziwych dalekowschodnich podań. Zbudowana od podstaw wiara w bóstwa, zasady panujące na cesarskim dworze, baśniowe, wręcz trącające Disney'em zadania, których podjąć się musi bohaterka oraz kiełkująca i delikatna niczym skrzydła motyla miłość to składowe tej książki.

To nie jest opasłe tomisko, do których każdy fantasolub jest przyzwyczajony. Ta książka jest skondensowana i ma nieco ponad czterysta stron. Nie oznacza to jednak, że brakuje jej czegoś. Co to to nie. Wypchana jest po brzegi informacjami, różnorakimi przygodami i chińskimi historiami. Tu nie można narzekać na nudę, a ogrom przekazywanych czytelnikowi informacji zachwyca i powoduje, że książkę czyta się jednym tchem.

Bohaterowie też zasługują na swoje pięć minut. Wspaniali, nieidealni i bardzo wyraziści. Nie przejaskrawieni i pozbawieni wyidealizowanych postaw. I choć Maia jest tu główną bohaterką, to jednak srca czytelniczek z pewnością podbije Eden, który jest bohaterem wzorowym; jednocześnie można darzyć go niechęcią jak i olbrzymią estymą.

Przed Wami zupełnie nowe uniwersum osadzone na Dalekim Wschodzie, pełne niespodzianek, potężnych zwrotów akcji i przygód. Jestem przekonana, że nie odłożycie tej książki dopóty, dopóki nie skończycie czytać. Ostrzegam jednak, to dopiero pierwszy tom. Na drugi trzeba trochę poczekać!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...