Czasami zdarza się, że trafię na książkę, od której nie mogę się oderwać. I nie jest to wtedy opasłe tomisko z pochłaniającą bez reszty fabułą, a fascynująca książka historyczna lub reportaż. Dziś kilka słów może nie o sensu stricto pozycji historycznej, a o zwierzętach i tym, w jaki sposób były postrzegane w średniowieczu.
Mówi się, że średniowiecze to epoka pełna rozmodlonych ludzi, zaćmionych umysłów, brudu i zabobonów, które mocno ukorzeniły się w naszych słowiańskich duszach. Autorka stwierdza natomiast, że te zarzuty w większości są nieprecyzyjne i udowadnia, że ma rację. Nie przekonuje jednakże czytelnika w sposób naukowy, bezduszny i moralizatorski, a opowiada pysznie, barwnie i z niecodzienną wręcz pasją.
Wyobraźcie sobie, że idziecie do muzeum i trafiacie na przewodniczkę, która z pasją opowiada o najciekawszych eksponatach i raz po raz wtrąca historyczne ciekawostki, omawia rzeczy pozornie nie wnoszące niczego do opowieści, ale pięknie je uzupełniające. Właśnie w taki sposób Maja Iwaszkiewicz opowiada o średniowieczu.
Jej książka to nie tylko ładnie wydane kompendium wiedzy średniowiecznej, ale podane w sposób ciekawy i bezpretensjonalny.
Bo czy wiedzieliście, że wtedy zwierzęta były traktowane w sposób ambiwalentny? Było to prawdopodobnie związane właśnie pogaństwem i wcześniejszymi wierzeniami. Trzeba zaznaczyć, że ludzie traktowali zwierzęta bardzo różnie i do stosownych okoliczności. Raz zwierzę mogło być odpowiednikiem biblijnym, a innym razem szatańskim. Jedną z ciekawszych rzeczy, której się dowiedziałam były procesy sądowe wytaczane zwierzętom właśnie.
Poza tym dowiecie się kim są rzygacze, jaką rolę pełniły w średniowiecznym życiu ludzi jednorożce, syreny i smoki. Książka przepełniona jest legendami, krótkimi i ciekawymi podaniami, które lepiej pozwalają czytelnikowi zrozumieć ówczesne życie.
Znajdziecie tam też odrobinę magii, poznacie tajemnice starych zwojów i dowiecie się o tym, że zdarzali się naukowcy, którzy wyprzedzali wiedzą swoich pobratymców o dekady. Wszystko to celnie i dobitnie skomentowała rycinami i lustracjami z epoki.
Na koniec muszę dodać, że autorka świetnie książkę podsumowała. Nie dość, że rozpisała klarownie zwierzęce symbole religijne, to potem zrobiła test dla chętnych, który mnie osobiście sprawił dużą frajdę.
Polecam Wam tę pozycję, choć muszę przyznać, że trzeba lubić historię, by pozwolić się tej opowieści porwać.
Komentarze
Prześlij komentarz