Przejdź do głównej zawartości

Justyna Mietlicka – Maestro

 O wielowątkowość i wielowymiarowość we współczesnych powieściach trudno. Owszem, zdarzają się, ale mimo, iż są pożądane to jednak jest to zjawisko rzadkie. Od czasu do czasu, udaje mi się jednak wyłuskać historię niesztampową i na tyle oryginalną, że bardzo szybko ląduje ona na szczycie lektur ulubionych.



Żeby nie zdradzać zbyt wielu szczegółów, a wprowadzić Was nieco w meandry fabuły, postanowiłam, że nakreślę jedynie szkic, wokół którego autorka zgrabnie utkała opowieść. Otóż, tytułowy Maestro, to wybitny dyrygent, muzyk i biznesmen w jednym. Człowiek niezwykle charyzmatyczny, ale też  bezwzględny, wymagający i po trupach dążący do celu. Szereg sukcesów i odcinania kuponów od losu, przekreśla artykuł w jednej z poczytnych i opiniotwórczych gazet, która stawia słynnemu dyrygentowi zarzut o mobbing.

Wydawać by się mogło, że wokół tej historii nie da się napisać nic ponad opowieści skrzywdzonych ludzi, dochodzenia do prawdy i wyrobienia sobie opinii o tym co się wydarzyło. Nic bardziej mylnego. Fabuła niespodziewanie zatacza koło i swoim promieniem otacza wszystkie poboczne postaci, które tylko pozornie wydają się czytelnikowi mało ważne.

Okazuje się bowiem, że każda z nich dźwiga na swoich barkach bagaż doświadczeń, które w mniejszym lub większym stopniu zaważyły na ich losach. Nic tutaj nie jest czarno-białe i nic nie jest takie, na jakie wygląda. Trzeba się głębiej przyjrzeć sytuacji, poobserwować bohaterów, poznać ich bolączki, charaktery i historie, które często są na tyle dramatyczne, że budzą w czytelniku mnóstwo dość skrajnych emocji.

To bardzo mądra książka. Wskazuje, by pochopnie nie oceniać, pomaga zrozumieć, że przyjaźń i zaufanie może uratować życie i wybawić z kłopotów, ale też pokazuje, że złe słowo niszczy poczucie wartości u innych, rani gorzej niż bolesna, jątrząca się fizyczna rana i prowadzi do nieoczekiwanego finału.

Wspaniała dawka ważnych i mądrych treści, które czyta się jednym tchem, ale pozostają w głowie na długo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Aleksandra Pakuła – Lekcja hiszpańskiego

 Mój cykl na romanse trwa w najlepsze. Od kilku dni trafiam na te, które aż chciało się czytać, bo napisane były ładnie i nie raniły oczu. Dziś o jednym z nich. Nie to, że będę słodziła i opowiadała, że och i, że ach, ale wielu minusów w niej nie było. Była za to bardzo fajna historia i całkiem sprytnie poplątana fabuła. Historia Adrianny to książkowy przykład kobiety krzywdzonej przez męża, wielokrotnie bitej, poniżanej i wykańczanej psychicznie. Odejście od męża-kata to najlepsza decyzja w jej życiu, ale niestety nie kończy się happy endem. Jej mąż, wzięty prawnik, człowiek z wieloma znajomościami w branży, nie daje kobiecie odejść od niego bezboleśnie. Sąd zasądza na jego rzecz alimenty, które kobieta musi spłacać w comiesięcznych transzach, przez co traci niemal wszystko na co pracowała, łącznie z ukochanym salonem piękności. Pomocy udziela jej wujek, który w Hiszpanii prowadzi dobrze prosperującą restaurację. Dziewczyna pozostawia w Polsce swoją córkę i wyjeżdża na kilka miesi...