Przejdź do głównej zawartości

Daniel Muniowski – Gra o marzenia

 Kiedy znany youtuber napisze książkę, zwykle pojawiają się głosy, że "oeeesuuuu, kolejny influ o zbyt rozbuchanym ego" albo "już lepiej to niech gada o tych książkach niż je pisze" lub też "puknij się w łeb, młotku i choć lepiej pograć". Ale, że ja do tej narzekającej części społeczeństwa nie należę, toteż wzięłam książkę na warsztat i...



I już po kilku przeczytanych stronach, ryknęłam niepohamowanym śmiechem, budząc ze snu męża, który to popatrywał na mnie z mordem w oczach i obietnicą zesłania na Kaukaz czy tam inną Syberię, jeśli się zaraz nie uspokoję i nie pohamuję mojego norczego chichotu. Przysięgam, że próbowałam, ale ostatecznie wyniosłam się do kuchni, gdzie dzięki nieograniczonemu dostępowi do herbaty i witamin oraz minerałów w postaci tabliczki czekolady z bakaliami, pochłonęłam powieść na wdechu i... zawyłam jak Osioł do Shreka: – Ja chcę jeszcze raz!

No bo, czy może być lepsze zestawienie niż pierdołowaty, ale trzeźwo myślący weterynarz i nieco szalona młoda gejmerka, która wie czego chce i konsekwentnie prze do celu? Ano nie może. Bo ta para wyszła  pyszniejsza niż pączki u Fukiera czy Rurki na Wiatraku. 

Doskonała była to przygoda. Odważna, bo z przeważającą narracją męską, co w książkach obyczajowych zdarza się rzadko. Fajnie skonstruowana, przepełniona przemyśleniami, które wywoływały u mnie salwy śmiechu, ale też dosmaczona nieprawdopodobnie celnymi ripostami, przepychankami słownymi, które stanowiły doskonałą rozrywkę i obraz budzącego się uczucia, opartego na wzajemnym zaufaniu i rozmowie, a nie romantycznym, ociekającym lukrem pierdu-pierdu. Choć, szczerze mówiąc i na motylki było tu miejsce i nawet, moi drodzy na konsumpcję, która to napisana jest z takim wysublimowaniem i smakiem, że tę scenę przeczytałam z zachwytem i nie musiałam strzelać z zażenowania oczami. To było bardzo dobre!

Czego więc spodziewać się po tej książce? Ano, doskonałej przygody i zabawy, fajnej historii miłosnej i kilku ważnych rzeczy, które wymagają uświadamiania i mówienia o tym głośno. Nie bójcie się jednak umoralniającego palucha, który tylko czeka, by Wam nim pogrozić. Tego tutaj nie ma. Jest za to Daniel Muniowski, który napisał książkę przewrotnie, z humorem i ogromnym smakiem! Idźcie i czytajcie jako Wam mówię ja!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...