Przejdź do głównej zawartości

Bogna Ziembicka – Trzeba marzyć

 Płynne, interesujące i sielskie powieści obyczajowe, czytuję w ramach relaksu i po to, by oczyścić głowę. A takie książki, jak ta Bogny Ziembickiej, to lektura nad wyraz smaczna i niezwykle wciągająca. Takie historie lubię i chętnie się nimi dzielę.



Stara, przedwojenna willa, mała miejscowość gdzieś w okolicach Krakowa i mieszkańcy, z których każdy jest inny, barwny i niesie ze sobą pewien bagaż doświadczeń to najważniejsze elementy, stanowiące szkielet tej powieści. Wokół niego autorka zbudowała fabułę, która zachwyca nie tylko tym, że jest złożona i sprawia wrażenie barwnego patchworku, ale też zwraca uwagę na pewne aspekty, którymi warto kierować się w swoim życiu.

Dużo tu opowieści o zaufaniu, miłości i o tym, że rozmowa może zdziałać cuda. Przyjemnie jest przypomnieć sobie o tym, że przyjaźń, rodzina i ludzka życzliwość są na wagę złota, a prawdziwa miłość może przyjść w najmniej spodziewanym momencie, ale jeśli trafi na odpowiednie osoby to będzie trwała aż po grób. Wiele razy autorka wspomina też sprawy z przeszłości i to jak wiele trzeba poświęcić żeby ocalić ludzkie życie lub pomóc Ojczyźnie. 

Bogna Ziembicka opowiada niezwykle barwnie. Nie upiększa sztucznie swoich postaci, nie idealizuje, ale ukazuje je takimi, jakie są. Ze wszystkimi wadami i zaletami oraz lepszymi lub gorszymi decyzjami, które muszą poznać lub problemami, z którymi muszą się zmierzyć.

Ta książka nie nudzi. Nie ma tu na to miejsca, bowiem historia utkana jest tak, że mnóstwo tu różnych sytuacji, tajemnic i nawet nieco kryminalnych zdarzeń. To opowieść kompletna, przemyślana i tak piękna, że na pewno czytelnicy do niej wrócą.

Polecam najserdeczniej!

Książkę tą, charakteryzują wspaniałe, płynne dialogi, pewne uniwersalne wartości i przekaz, będący istotą tej powieści: O miłość i przyjaźń warto walczyć. Do samego końca.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...