Przejdź do głównej zawartości

K.M. Dyga – Zatraceni w sobie

 Jakże się cieszę, że ostatnio trafiam na dobre romantyczne opowieści. Przyjemność z czytania jest tak duża, że chce się więcej i więcej. I póki ta dobra passa trwa, zanurzam się w tych słodkich opowieściach, póki po raz kolejny nie zderzę się z murem. Ale zanim to nastąpi, dziś słów kilka o naprawdę fajnej książce, która jedynie zaostrzyła mój apetyt na kolejny tom.



Początek jest dość sztampowy, ponieważ dzięki przypadkowi i niewyparzonemu językowi, główna bohaterka otrzymuje intratną propozycję pracy jako asystentka prezesa świetnie prosperującej firmy. Jak można się domyślić między pracownicą a szefem wybuchnie pożądanie jakiego świat nie widział, ale nie będzie im dane skosztować tej namiętności, bo szereg niefortunnych zdarzeń wszystko popsuje i cały misterny plan legnie w gruzach.

Początkowo, odnosiłam wrażenie, że pewne sceny były zbyt infantylne i zupełnie niepotrzebne. Żenujące było na przykład (i zupełnie niepotrzebne), że szef zabiera swoją nową pracownicę na zakupy i płaci za całą wyprawkę, nawet mimo jej sprzeciwów. Zgrzytało mi to tak bardzo, że obawiałam się kolejnych wpadek i summa summarum dość przewidywalnych scen.

Autorka jednak w te troche ponad trzysta stron, wpompowała taką ilość informacji i różnych treści, że te potknięcia łatwo jest wybaczyć, ba, w sumie, szybko o nich zapominałam. Muszę przyznać, że akcja jest dość wartka, dzieje się tu wyjątkowo dużo i szybko, i w momencie, w którym już miałam nadzieję na wyciszenie, akcja niebezpiecznie skręcała i powodowała, że moje przypuszczenia co do dalszych losów bohaterów brały w łeb. Tak to sobie autorka wymyśliła i wodziła za nos czytelnika aż do samego końca.

Być może nie jest to powieść do końca idealna, ale za to dynamiczna, romantyczna i przedstawiająca  bohaterów bez lukru. Napisana z humorem i lekkością, co sprawia, że łatwo jest się oderwać od rzeczywistości. Czekam na tom drugi i kolejne przygody Idy i Konrada.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...