Przejdź do głównej zawartości

Tomasz Bartosiewicz – Lichwiarz

 Marzyła mi się książka, która pochłonie mnie bez reszty, zapuka w czerep i przedstawi się grzecznie, że oto ona przyszła poprzestawiać mi w tobołkach i przepalić styki. No i przybył Lichwiarz, i to uczynił. Kilkukrotnie wywaliło mnie z laci, przypiekło solidnie mózgownicę i rąbnęło prawym prostym, aż mi okulary zaparowały. Tak, moi Państwo  mocna to lektura była.



Początkowo sądziłam, że mam do czynienia z kryminałem. Solidną, kilkusetstronicową książką z fajnym, skomplikowanym i wielowątkowym śledztwem, przykładem polskich śledczych, dla których "fabryka" to drugi dom, a ich życie osobiste nie istnieje. Okazało się jednak, że tak łatwo nie będzie, ponieważ autor nagotował iście diabelskiego wywaru i poczęstował czytelników historią, której bliżej do horroru niźli do potyczek kryminalnych.

I choć powieść rozpoczyna się brutalną śmiercią, wokół której rozsiano tysiące niejasnych wątków, to jednak gdzie indziej skręca akcja i na czym innym się skupia. Wydaje się, że autor zbacza z drogi śledczej i ładuje się wprost pod rozpędzoną ciężarówkę z napisem "paranormalne", by potem jak gdyby nigdy nic wrócić na dobrze znany tor, w którym dowody zbrodni są najważniejsze. I ta fabularna kołomyja trwa w najlepsze, wodząc czytelnika za nos, aż do pewnego momentu...

To była rześka i oryginalna historia. Rytmiczna, dobrze przemyślana i przygotowana tak, że momentami szokuje. Najadłam się do syta mięsistymi i drobiazgowymi opisami, uśmiałam, czytając dialogi, toczące się pomiędzy przyjaciółmi i wystraszyłam kilkukrotnie. To bardziej powieść grozy niż kryminał, ale napisany zachwycająco, z dużą porcją czarnego humoru i kilkunastoma zwrotami akcji, które nadają jej charakteru. Czytajcie, bo warto!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn