Przejdź do głównej zawartości

Ken Follet – Nigdy

 Zwykle, książki Folleta są błyskotliwe, pomysły rzutkie, a treść dopieszczona i pasująca do siebie jak elementy puzzli. W najnowszej książce tego nie brakuje, ale też kilka ważnych spraw wykoleiło się z hukiem, nawet jeśli to tylko fikcja, to pewne sprawy są nienaruszalne.



Cała historia tutaj, skupia się na tym, że istnieje możliwość wybuchu III wojny światowej i, że nieporozumienia, błahe, początkowo mało istotne sprawy mogą urosnąć do rangi globalnego problemu i zapoczątkować konflikt, którego nie da się zatrzymać.

Ken Follet w swoich powieściach potrafi wciągnąć w fabułę wszelkie polityczne smaczki. Doskonale zna zasady panujące w rządach największych światowych mocarstw, potrafi zaintrygować, zaskoczyć, poprowadzić historię tak, by zadziwiała. W najnowszej książce autor trochę o tym zapomina. Bywają momenty, w których Follet trochę przynudza. Rozwleka niepotrzebnie pewne sytuacje, błądzi żeby wnieść do opowieści troche niepokoju, a to summa summarum przynosi odwrotny skutek.

Trzeba przyznać jednak, że autor nadal kładzie duży nacisk na mnogość bohaterów. Tworzy je z rozmachem, wkręca bez problemu w fabułę i lubi nimi sterować jak marionetkami. To zawsze jest mocna strona jego powieści i tutaj się to nie zmienia.

To potężne tomisko przyniesie radość ludziom, którzy na co dzień nie interesują się historią, nie wnikają w polityczne światowe zagrywki i nie orientują się we wszystkich mniejszych lub większych intrygach. To pasjonująca lektura dla świeżaków. Cała reszta natomiast, może mieć zupełnie inne zdanie, ale to już pozostawiam osobistym odczuciom.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn