Przejdź do głównej zawartości

Anna Gorczyca – Straż Graniczna

 Wielu z nas zachwycało się serialem "Wataha", który, mimo, że fabularyzowany, w większości opierał się na prawdziwych historiach. Większość ludzi, zobaczyła wtedy, że praca strażnika nie należy do najłatwiejszych. Ba! Często jest niebezpieczna. Mimo tego, traktowaliśmy to jako odskocznię od rzeczywistości i ciekawy film. Po prostu.



Dopiero dziś, po kilku miesiącach kryzysu humanitarnego i relacjom płynącym z polsko-białoruskiej granicy, zdaliśmy sobie sprawę, że próby nielegalnego przekroczenia granicy miały miejsce wcześniej, ale nie na taką skalę i nie z tak olbrzymim naciskiem ze strony wojsk białoruskich.

Ten reportaż nie miał na celu oceniania czy wskazywania, które z decyzji pograniczników były dobre czy złe. To przede wszystkim opowieści o emigrantach, którzy uciekali z kraju, w którym toczy się wojna i chcieli dołączyć do swoich rodzin na zachodzie Europy, lub po prostu rozpocząć nowe życie. Ryzykowali nie tylko zdrowiem, ale i możliwością utraty życia swoich bliskich.

Te historie wydarzyły się naprawdę. Poruszają do głębi i skłaniają do refleksji; jak my zachowalibyśmy się w ich sytuacji? Czy też zrobilibyśmy wszystko żeby dotrzeć do lepszego świata, po drodze doświadczając tak ogromnej przemocy i trudności, z którymi nie raz człowiek nie spotyka się przez całe życie.

Dziś, na granicy, widzę jedynie biednych, okradzionych i pobitych ludzi, niemych i ślepo wykonujących rozkazy strażników oraz żołnierzy i odczuwam okropną, przerażającą wręcz niemoc. Nie wiem, czy ten moment był odpowiedni na wydanie tej książki, ale być może ludzie na nią czekają.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...