Wielu z nas zachwycało się serialem "Wataha", który, mimo, że fabularyzowany, w większości opierał się na prawdziwych historiach. Większość ludzi, zobaczyła wtedy, że praca strażnika nie należy do najłatwiejszych. Ba! Często jest niebezpieczna. Mimo tego, traktowaliśmy to jako odskocznię od rzeczywistości i ciekawy film. Po prostu.
Dopiero dziś, po kilku miesiącach kryzysu humanitarnego i relacjom płynącym z polsko-białoruskiej granicy, zdaliśmy sobie sprawę, że próby nielegalnego przekroczenia granicy miały miejsce wcześniej, ale nie na taką skalę i nie z tak olbrzymim naciskiem ze strony wojsk białoruskich.
Ten reportaż nie miał na celu oceniania czy wskazywania, które z decyzji pograniczników były dobre czy złe. To przede wszystkim opowieści o emigrantach, którzy uciekali z kraju, w którym toczy się wojna i chcieli dołączyć do swoich rodzin na zachodzie Europy, lub po prostu rozpocząć nowe życie. Ryzykowali nie tylko zdrowiem, ale i możliwością utraty życia swoich bliskich.
Te historie wydarzyły się naprawdę. Poruszają do głębi i skłaniają do refleksji; jak my zachowalibyśmy się w ich sytuacji? Czy też zrobilibyśmy wszystko żeby dotrzeć do lepszego świata, po drodze doświadczając tak ogromnej przemocy i trudności, z którymi nie raz człowiek nie spotyka się przez całe życie.
Dziś, na granicy, widzę jedynie biednych, okradzionych i pobitych ludzi, niemych i ślepo wykonujących rozkazy strażników oraz żołnierzy i odczuwam okropną, przerażającą wręcz niemoc. Nie wiem, czy ten moment był odpowiedni na wydanie tej książki, ale być może ludzie na nią czekają.
Komentarze
Prześlij komentarz