Przejdź do głównej zawartości

Jacek Komuda – Warchoły, złoczyńcy i pijanice

 Polski szlachcic postrzegany jest przez wielu jako wspaniały i mądry pan, przykładny ojciec, praktykujący katolik i patriota. Historia zna takie przypadki, ale o jaśnie paniach (bo o nich wszak też mowa) i panach, którymi poczęstował nas Komuda, mówi się już mniej, albo w ogóle. Bo akurat tej braci szlacheckiej bliżej było do hulanek i swawól niźli do prawilnego, bogobojnego  życia. Opowiada o tym barwnie i czasem groteskowo autor "Warchołów, złoczyńców i pijanic".



Mości Państwo, Jacek Komuda jasno i wyraźnie wskazuje, że w tej książce, znajdują się przykłady przedstawicieli szlachty polskiej, w wydaniu najprawdziwszym. Bez zbędnego upiększania, fabularyzowania czy kłamstw. Butni, pyszni i pijani, nierzadko wszczynający awantury z byle powodu. 

To, że czytelnik ma do czynienia z książką historyczną, nie jest tajemnicą. Nie ma tu jednak patosu i gloryfikujących treści, a najprawdziwsza wiedza, zaczerpnięta z tekstów źródłowych, podana w formie krótkich opowieści.

Mamy tu obraz Polski szlacheckiej, złożonej z kilkudziesięciu arcyciekawych przykładów postaci, które w sposób raczej mało chwalebny, wtopiły się w tło Rzeczypospolitej, wskazując jednoznacznie, że wiele rzeczy było wówczas dopuszczalne. Począwszy od drobnych intryg i kłamstw, skończywszy na brutalnych morderstwach. 

Co najważniejsze i najpyszniejsze w tej książce, to opowieści o szlachciankach, których nie wygumkowano, jak w przypadku podręczników szkolnych. Wszak i kobiety słynęły z awanturniczego trybu życia i hulaszczych wypraw. I jaśnie panie, miały w głębokim poważaniu to, co o nich myślą inni, a już w szczególności mąż. Moja ulubiona szlachcianka to Jadwiga Łuszkowska, wszetecznica, metresa królewska, intrygantka i... czarownica.

Wszystkim wielbicielom ciekawostek historycznych, opowieści żwawych i nieco zabawnych, serdecznie polecam tę książkę. Czytajcie na zdrowie!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...