Po niemal doskonałej trylogii Cisza Białego Miasta, czułam swego rodzaju niedosyt. Akcja była dynamiczna, fabuła rzutka, odświeżająca i przemyślana i niemal każdy kolejny czytany przeze mnie thriller lub kryminał, postrzegany był przez pryzmat tej serii. A dziś skończyłam Akwitanię i oto, co o niej sądzę.
Jest to powieść osadzona w średniowieczu. W czasach ciągłych wojen, wszechobecnych chorób i skomplikowanej polityki monarszej. Fabuła będzie kręciła się wokół trzech osób (choć jednej w szczególności), na barkach których, spoczywać będzie nakreślenie granic, stanowiących teraz Europę. Cała historia skupia się głównie na Eleonor, księżnej Akwitanii, która stara się rozwiązać zagadkę śmierci swojego ojca.
Ta autorka słynie z bardzo dobrych powieści. Odnajduje się doskonale w napięciu i potrafi je budować bezbłędnie. Zgodnie z tym, jej najnowsza książka jest ciekawa i bardzo interesująca. To taka trochę powieść historyczna, pełna intryg i półprawd, ale też trochę romantyczna i pokusiłabym się nawet o określenie obyczajowa.
Czasem odnosiłam wrażenie, że postaci są dość płaskie, potraktowane powierzchownie. Brakowało mi w nich charakteru i charyzmy. Zagadka też nie jest zbyt skomplikowana, szybko udaje się rozszyfrować zamysł autorki, niemniej, nie umniejsza to lekturze na tyle, by ją odłożyć.
Pod względem historycznym, książka nie jest dokładna. Autorka albo źle przeprowadziła swoje badania nad postacią Eleonory, albo specjalnie nieco nagięła prawdę, żeby wpasować bohaterkę w fabułę. Nie umniejsza to opowieści, ale może mierzić miłośników historii, którzy interesują się średniowieczem.
Summa summarum, to niezła powieść. Może nie tak dobra, jak wspomniana na początku trylogia, ale ciekawie osadzona, trochę niepokojąca i duszna. W sam raz na jesienne wieczory.
Komentarze
Prześlij komentarz