Przejdź do głównej zawartości

E. Nawara & M. Falkowska – Święta w Port Moody

 Najwyższy czas na przedświąteczne powieści, przepełnione brokatem, trzeszczącym pod butami śniegiem, mrozem szczypiącym w lico i "Last Christmas" tłukącym się bezlitośnie z głośników. Jeśli jesteś typem zielonoskórego Grincha, to przesuń wzrokiem i pomiń ten tekst, bo tu będzie bardzo świątecznie i szalenie romantycznie.



Abby wraca do niewielkiej kanadyjskiej mieściny tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Jej powrót okraszony jest wścibskimi spojrzeniami miejscowych i byłego narzeczonego, który nie może pogodzić się z faktem, że dziewczyna zostawiła go z dnia na dzień, by rozpocząć karierę w wielkim mieście. Żadne z nich nie przypuszcza jednak, że zostali w przeszłości zmanipulowani i że przeznaczenie ma inne plany wobec nich.

Ta książka jest jak uroczy film z produkcji Hallmarka. Mieszkańcy małego Port Moody są jedną wielką wspierającą się społecznością. Wszyscy się tu znają, lubią i biorą udział we wszystkich wydarzeniach w miasteczku. Mają też swoje tradycje, które traktują jak największą świętość i przestrzegają zasad, narzuconych wcześniej.

Mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale bohaterowie tej książki robią to z przytupem i choc próbują udawać na początku, że to chyba jednak nie tak miało być, to jednak powieść zakończy się happy endem.

To bardzo lekka i dość przyjemna powieść, chyba najlepsza jeśli chodzi o team Nawara & Falkowska. To, co mierziło mnie w ich poprzednich książkach (dialogi o niczym, tzw. zapychacze) zdecydowanie się poprawiły, choć pojawiały się jeszcze gdzieniegdzie. Dużo lepiej też złożono historię, wątki były dość dobrze dopracowane i nie trzeba było wiele główkować. Czasem zachowanie głównej bohaterki bywało kuriozalne, ale zrzuciłam to na jej charakter, więc przymknęłam oko.

Trochę za dużo było tu seksu, który pojawiał się w co drugim czy co trzecim rozdziale. Brakowało mi tu chemii pomiędzy bohaterami, powolnym tańcu zmysłów, który by ich do siebie przyciągał, rozmów i pożądania wybuchającego w kulminacyjnym punkcie. Te gorące sceny były jak przecinek w zbyt długim zdaniu i summa summarum męczyły oczy, a gdyby je skrócić choćby o połowę, byłoby zdecydowanie lepiej.

Ta książka ucieszy miłośniczki romansów, wielbicielki świąt, dobrze umięśnionych facetów i osób lubiących czytać o seksie w niemal kazdej pozycji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn