Przejdź do głównej zawartości

Matt Haig – Chłopiec zwany Gwiazdką

 W literaturze dziecięcej mnóstwo jest świątecznych propozycji, które wprowadzają dzieciaki i młodzież w klimat zbliżających się świąt. Nie wszystkie jednak niosą ze sobą wartościowy przekaz, a przecież o to w takich książkach chodzi. Matt Haig napisał powieść, która ucieszy nie tylko najmłodszych, ale też dorosłych. Być może nawet skłoni ich do refleksji.



Osierocony przez mamę Mikołaj mieszka wraz z tatą w Kriistinankaupunki w Finlandii. Mieszkają w niewielkiej chałupce pośród drzew. Żyją bardzo ubogo, ciężko pracują w lesie, a jedzą tylko to, co uda się im w nim znaleźć. Chłopiec jest niezwykle empatyczny, przyjaźni się z maleńką polną myszką i ma w sobie pokłady dobra, które pokierują jego dalszym losem. Wszystko zmienia się z dnia na dzień, kiedy Joel, ojciec chłopca, wyrusza w daleką podróż, by udowodnić istnienie elfów, a do chatki wprowadza się na ten czas okropna i wyjątkowo podła ciotka. Mikołaj wyrusza w poszukiwaniu taty i rozpoczyna długą podróż, która ani nie jest bezpieczna, ani miła.

To jedna z najwartościowszych książek dla dzieci, które czytałam. Autor przepięknie utkał tę historię, ale nie osadził jej w pięknych i miłych dla czytelnika realiach ociekających lukrem i dzwoniącymi w uszach dzwoneczkami, a w mroźnej Finlandii, w której trzeba walczyć o przetrwanie.

Wplótł więc w tę opowieść wszystko to, czego boją się dzieci; strach przed samotnością, traumę po utracie rodziców, wskazał niebezpieczeństwa i wprowadził do opowieści trochę grozy. Przedstawił nawet pewne informacje o polityce, podziałach na kasty i zabijaniu w ludziach empatii. Opowiedział jednak, że tych kilka elementów, które niechybnie prowadzą do destrukcji  można odwrócić. Najważniejsza w tej walce jest wiara w to, co się robi, bezinteresowna przyjaźń i dobro, które procentuje.

Jest to przepiękna i wyjątkowa pozycja, udekorowana nie tylko kapitalnymi ilustracjami, ale też mądrymi wskazówkami, którymi w życiu należy się kierować. To nie tylko historia Świętego Mikołaja, to raość, w czystej, nieskażonej postaci!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...