Przejdź do głównej zawartości

Feliks W. Kres – Pani Dobrego Znaku

 Z Kresem jest tak, że można długo wzbraniać się przed jego twórczością, wynajdywać kolejne argumenty mówiące o tym, że to nie jest najlepszy moment, nie mam czasu na długie wielotomowe sagi, etc. Ale zawsze, jak już powieść stoi na półce, jakaś potężna siła przyzywa czytelnika do siebie i jak tylko człek zanurzy się w opowieści, przepada na długie godziny. Warunek jest jeden  trzeba kochać fantasy oraz lubić opisy!



Ten tom jest bardzo kobiecy, opisujący nie tylko walkę o władzę, ale też walkę z systemem, problemy z pozyskaniem sobie osób przychylnych, popleczników gwarantujących sukces lub przyklaskujących tym zamierzeniom. To opowieść o tym, że warto dążyć do celu i realizować swoje marzenia, nawet jeśli wydaje się, że są zupełnie nieosiągalne.

Autor pofolgował sobie z opisami, sypnął nimi hojnie i właściwie oparł na nich całą historię, a że ja lubuję się w tego typu zabiegach, to czytałam z uwagą i rumianym licem. Poza tym, jak to w poprzednich częściach bywało, mamy tu i mnogość intryg i kilka dość ważnych plot twistów, rujnujących wyobrażenie o dalszym ciągu fabuły. I choć można się tego było po autorze spodziewać, to jednak zawsze jest to element zaskoczenia. Ot, Kres lubi zręcznie lawirować i mieszać w fabule jak w wielkim tyglu.

Wiedzieć Wam trzeba, że bohaterowie nie są wypacykowanymi i wspaniałymi żołnierzami, wymuskanymi władcami, którzy zawsze wiedzą jak się zachować. Stworzeni są przez autora z ogromnym pietyzmem i wyrafinowaniem, zupełnie nie przypominają pełnych ideałów bohaterów służących krajowi w imię zasad. To popełniający błędy ludzie, którzy po prostu muszą wykonywać swoją pracę. Dzięki temu zabiegowi autor uniknął sztuczności i niepotrzebnych porównań do reszty bohaterów, znanych z innych książek fantastycznych.

Księga Całości wciąga jak bagno, wtłacza w żyły adrenalinę i literackie smakowitości, bez których tej sagi by nie było! Zacznijcie czytać od Północnej Granicy i przepadnijcie w tym niezwykłym, bezwzględnym i brutalnym świecie. 














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn