Przejdź do głównej zawartości

Gabriela Bramska – Spółka Antymagiczna i nawiedzony dom

 Wśród wielu propozycji młodzieżowych, na pierwszy plan wysunęła mi się ostatnio Spółka Antymagiczna. Zabrałam się za lekturę, oczekując, że oto przede mną opowiastka dla młodych, pełna magii i zaklęć oraz ciekawych przygód, które zupełnie nie są związane z czymś wyjątkowym. Ot, historia, o której niebawem zapomnę. Jakże się cieszę, że się myliłam! Przed Wami naprawdę wyjątkowa powieść i można ją czytać w każdym wieku.



Tajemniczą spółkę, przywodzącą nieco na myśl biuro detektywistyczne Holmes i Watson, tworzą dwaj niezwykli dżentelmeni: Alfaen i Darkins. Niewielki lokal, który wynajmują, nie różni się zbytnio od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Okazuje się jednak, że praca mężczyzn nie polega na łapaniu złoczyńców, a tworów magicznych, które są coraz silniejsze i zagrażają życiu nie tylko pojedynczych osób, ale także reszcie mieszkańców niewielkiego Burzowa.

Ta książka nie jest oczywista. Pod płaszczykiem miłej historyjki o stworach mniej lub bardziej magicznych, kryje się nieprawdopodobnie ważny temat. Dotyczy on problemów, które dotykają ludzi w różnym wieku. Traumy z dzieciństwa, odrzucenie, brak miłości i przynależności do miejsca, mogą powodować w późniejszym czasie depresję lub silniejsze epizody psychiczne, z którymi samemu trudno sobie poradzić. Ważne jest wtedy wsparcie najbliższych, pomoc z zewnątrz, ale też mnóstwo samozaparcia i silna wiara w to, że wszystkie demony da się pokonać.

Pięknie to wszystko autorka rozpisała. Stworzyła cały szereg arcyciekawych postaci, charakternych, pełnych wad i zalet, popełniających błędy, będących odzwierciedleniem ludzi, które czytelnik z pewnością spotkał we własnym życiu. Wszystko to ubarwiła solidną porcją doskonałych dialogów, ociekających celnymi ripostami i sarkazmem. Gabriela Bramska, mimo poważnego tematu, nie stroni  od scen humorystycznych. I tu wkracza tajemniczy Czarnoksiężnik, który rozwalił mnie na łopatki i rozpychając się łokciami zasiadł na wysokim podium moich ulubionych książkowych postaci.

Polecam Wam tę piękną i magiczną historię, przepełnioną nie tylko magicznymi i wspaniałymi postaciami, ale też niosącą ważną naukę, której potrzebować może człowiek w każdym wieku. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale stawia n