Przejdź do głównej zawartości

Talia Hibbert – Zacznij żyć, Chloe Brown

 To miała być rozkoszna i piękna historia o miłości, trudach choroby przewlekłej i życiu pod kontrolą najbliższych. Myślałam, że to będzie opowieść o kroku w przód, radości z rozpoczęcia nowego rozdziału w życiu i uczuciu, które wszystko uleczy. Cóż, nie do końca to otrzymałam, ale to nie był stracony czas.



Chloe jest chora. Na co dzień boryka się z paraliżującymi falami bólu i bezradności. Jest też otoczona nadopiekuńczymi bliskimi, którzy doprowadzają ją czasem do ostateczności. W końcu, dziewczyna postanawia się od nich uwolnić i zacząć realizować proste marzenia ze swojej listy. Szybko okazuje się, że w tej sprawie będzie mógł jej pomóc tajemniczy Red.

To trochę nierówna lektura. Momentami fabuła pędzi jak szalona, czyta się ją jednym tchem, po to, by w którymś momencie wyhamować niemal do zera i wynudzić czytelniczkę. Wydawać by się mogło, że to celowy zabieg, ale wydaje mi się, że autorka po prostu wpadała na jakiś pomysł i natychmiast musiała pewne rzeczy wyjaśnić, nie zważając na wcześniejsze akcje.

Nie skreśliłam jednak tej historii, bowiem autorka zajęła się tu bardzo poważnymi tematami. I nie chodzi mi tu tylko o chorobę, ale też o życiu w toksycznym związku oraz przemocy fizycznej i psychicznej. Przedstawiła te wyjątkowo trudne sprawy w sposób bardzo przystępny, wyjaśniła metodologię działań przemocowych partnerów i zgłębiła wiedzę o fibromialgii. 

Postaci są dość fajne, nieprzejaskrawione, czasami denerwujące, innym razem rozczulające, ale ładnie wpisujące się w fabułę. Do tego dość udane dialogi, które są i poważne i zabawne jednocześnie. No i rzecz jasna niełatwa relacja głównych bohaterów, którzy zaskakują i wprowadzają świeżość do treści.

Jeśli więc jesteś fanką/fanem poplątanych relacji i dość nierównej fabuły, która to zwalnia, to przyspiesza, to ta książka będzie dobrym wyborem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...