Przejdź do głównej zawartości

Lexi Ryan – Nasze zerwane więzi

 Miłość do fantasy z wątkiem romantycznym narodziła się dzięki "Szklanemu tronowi" i "Dworom" Sarah J. Maas. Ale, że na kolejne książki przyszło mi czekać i czekać i czekać, toteż udałam się na poszukiwania powieści podobnych, żeby jakoś tę tęsknotę stłumić. I oto jest! Dwutomowa, całkiem zwinna opowieść o miłości, poświęceniu i legendach.



Brie jest wiązana elfią więzią z Sebastianem. Mimo tak silnego przyciągania i miłości jaką go darzy, nie potrafi mu wybaczyć zdrady. Ucieka więc od niego jak najdalej i rozpoczyna pełną przygód wędrówkę po tron, zakochując się po drodze w niezwykle charyzmatycznym elfie. Tron czeka na króla lub królową, ale zło rośnie w siłę i niszczy wszystko na swej drodze.

Pyszna i wielowątkowa była to opowieść. Poprzetykana wieloma niezwykłymi legendami i podaniami, ale też opisująca to, czego doświadczają ludzie w prawdziwym życiu. Mnóstwo tu bowiem mowy o władzy, bezwzględnej i okrutnej, ale też o tym jak tę władzę obalić, niosąc przy okazji ratunek dla wielu istnień.

Nie sposób tutaj uniknąć też porównań do wspomnianej wcześniej Maas. Właściwie każda scena ma wiele wspólnego z jej powieściami, widać jak na dłoni, że Lexi Ryan sugerowała się wieloma wątkami z obu cykli Maas i przeplatała je, zmieniając nieznacznie przygody swoich bohaterów.

Jeśli zaś chodzi o wątek romantyczny, to rzecz jasna mocno przypomina on trójkąt Tamlin-Freya-Rhysand,  jest zdecydowanie  mniej drapieżny i dynamiczny, ale mimo to powoduje szybsze bicie serca i daje ogromną przyjemnoć w trakcie lektury.

Odstresowująca i bardzo przyjemna to lektura, która powoduj, że chce się czytać i czytać i wracać do tej historii miłosnej bez przerwy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn