Przejdź do głównej zawartości

Wojciech Lada – Bereza

Rzadko mówi się o Berezie Kartuskiej, w której w latach trzydziestych ubiegłego wieku utworzono obóz. Wiele opowiada się o tym, że dwudziestolecie międzywojenne to złote czasy dla Polaków. To rzecz jasna prawda, ale ustrój, polityka i władza wcale nie były w najlepszej formie. I tutaj rozpoczyna się opowieść o jednym z najgorszych miejsc utworzonych jeszcze przed II wojną światową.




 Miał być to obóz karny, do którego trafiały osoby nieprzychylne władzy, osoby mówiące o niej źle i niebojące się własnych opinii. Szybko jednak okazało się, że w osobach nadzorujących to miejsce i władzy, tkwi element zła, który ewoluuje bardzo szybko. W ten oto sposób, w ciągu pięciu lat działania, to co miało być karnym zesłaniem, stało się miejscem kaźni.

To, że w podobnych miejscach (w czasie okupacji), więzień traktowany był gorzej od szczurów – wie każdy. Przeraża jednak fakt, że Polak Polakowi był w stanie wyrządzić krzywdę ot tak, bez żadnego usprawiedliwienia. Jedynym powodem był fakt, że mógł i chciał: bić, torturować, znęcać się psychicznie i nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności. 

Ta książka to wynik ciężkich prac badawczych, wertowania tysiąca dokumentów i ksiąg. Wszystko to zaprocentowało skrupulatną i drobiazgową literaturą faktu, od której trudno się oderwać. Autor nie przedstawia suchych faktów, ale też nie nastawia w negatywny sposób. stara się jednak zwrócić uwagę czytelnika na historię oraz na to, że sytuacja może się powtórzyć i analogicznie wskazuje tu czasy współczesne. 

To doskonała propozycja dla wielbicieli historii Polski, szczególnie dla tych osób, które drążą w niewygodnych tematach. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn