Po debiutanckiej, dość obszernej, nieco przaśnej powieści przepełnionej erotyką w każdej możliwej figurze, która przeznaczona była dla dojrzałych czytelników, poczynił Mark Arturro utwór dramatyczny, gotowy do wystawienia na scenie. Ale nie na takiej małej, posadowionej gdzieś w miejskim MDku, a na trochę większej. Być może nie w teatrze dramatycznym, chociaż... gdzie artystę zrozumieją jeśli nie tam? I wydawać się może, że oto przepełniona zachwytem do rzeczonego utworu, wystawiam autorowi laurkę, ale nie o to chodzi.
Trudno tu opowiedzieć o przedstawionej historii, bo w tej niewielkiej objętościowo książeczce jest jej niewiele. Należy więc się skupić na tym, że polski naród pił dużo i tak mu zostało, a wokół tego dzieją się już rzeczy niestworzone.
Dramat napisano tu nieco kulawym ośmiozgłoskowcem, z rymem częstochowskim na przedzie, a co za tym idzie, wzrok podąża po literkach dość żwawo, choć czasem brakowało tekstowi sznytu i ugładzenia. Wydaje się jednak, że temu szalonemu artyście, który ukochał sobie tworzenie historii pisanych, chodziło o treść a nie jakość.
No i o co się rozchodzi w tym przedziwnym utworze? Ano na ukazanie czytelnikowi tego, co robi alkohol z człowiekiem. A spektrum zachowań po spożyciu mamy tu wiele. Bo i dobry humor, który towarzyszy li jedynie lekkiemu rauszowi, ale też skrajna złość, przeradzająca się bardzo szybko w agresję.
Utkał więc autor obraz społeczeństwa alkoholowego, począwszy od biedoty, poprzez artystów i tzw. etatowców pijących po robocie, aż do wpływowych ludzi, dorobkiewiczów, którzy dzięki pieniądzom mają władzę. I różnią się ci ludzie między sobą okrutnie. Bo i każdy ma inny charakter, inne poglądy społeczno-polityczne, ale łączy ich to, że alkohol lubią w dużych ilościach, a to jak on na nich wpływa nie jest dla nich ważne.
Jest za to istotne dla czytelnika, który przeciera oczy ze zdumienia, ale i sprawę dogłębnie analizuje. Wydawać się mogło, że Mark Arturro gloryfikuje tutaj alkohol ukazując sposoby tzw. tronkowania i imprezowania do przybicia przysłowiowego gwoździa, ale w moim mniemaniu, chodzi tu oto, żeby pokazać, że umiar jest w życiu ważny, a nadmiar szkodzi zdrowiu.
Być może analiza tego utworu nie jest jednak taka, jakiej oczekiwałby Marka Arturro, a możliwe, że ja się mylę. Zajrzyjcie, przeczytajcie. Dość osobliwa alkoholowa historia.
Komentarze
Prześlij komentarz