Przejdź do głównej zawartości

Aleksandra Łacic – Niepoznany

 Książka romantyczna kojarzy mi się z cudownym, odprężającym czasem kiedy nie muszę skupiać myśli i tylko wchłaniać miłosne uniesienia. Gorzej, jeśli w powieści zdarzają się przeszkody. Wtedy jest to rzecz ciężkostrawna i męcząca.



Wydawało mi się, że "przejadł się" już wizerunek obrzydliwie bogatego przedstawiciela płci przeciwnej, zamieszanego w jakieś mafijne zatargi i głupiutkiej kobiety, która niczego w życiu nie osiągnęła, poza tym, że dużo pije, trwoni pieniądze i bez namysłu przyjmuje drogie prezenty od niedawno poznanego mężczyzny.

Cóż można powiedzieć o tej książce dobrego? Ano to, że to nie jest lektura wymagająca i fajnie się przy niej odpoczywa, jeśli nie przeszkadzają czytelniczce pewne niedociągnięcia fabularne. Bo jednym z  zarzutów, które mogę tu wystosować, to bylejakość w budowaniu postaci, pobieżne i niedokładne opisy bohaterów, zachowań których nie można w żaden sposób wytłumaczyć. Trudno pogodzić się z ich decyzjami, które nie są poparte żadnymi sensownymi argumentami, owiane są tajemnicą bez szans na wyjaśnienie, no chyba, że w kolejnej części.

Tutaj mamy do czynienia właśnie z takimi bohaterami. Wprawdzie autorka chciała zwrócić uwagę na uzależnienia i to, co robią z ludzkim życiem, ale podeszła do tematu zbyt infantylnie, czyli pojawił się tutaj problem podstawowy; to, co ważne zostało przyćmione pieniędzmi, idiotycznymi zachowaniami głównej bohaterki i seksem. Nie mam problemów z tym, że jest to erotyk, wiedziałam, po co sięgam. Mam problem z infantylizacją rzeczy ważnych, które albo traktuje się z szacunkiem i opowiada o nich konkretnie, albo nie pisze się o nich w ogóle.

Drażnił mnie też niemal uliczny żargon w dialogach, mnóstwo przekleństw i kolokwializmów, a także, o czym wcześniej wspominałam spłycanie problemów, a można napisać romans ładnie, z pieprzem i z szacunkiem dla czytelniczek. 

Nie wiem więc ostatecznie jak mam tę książkę traktować. Jako czytadło? Chyba tak.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...