Przejdź do głównej zawartości

Grzegorz Wielgus – Wilki

 Wielbiciele thrillerów i kryminałów lubią górzyste tereny, kręte ścieżki i ciemne lasy, w których dzieje się akcja. Jeśli dodać do tego niewielką miejscowość posadowioną gdzieś w ich pobliżu oraz wrzucić do   tego kociołka garść makabrycznych zbrodni i jednego lub dwie osoby rozwiązujące zagadkę tajemniczych śmierci, to mamy powieść niemal doskonałą, która ukontentuje czytelników. 



Co lub kto morduje w najbliższej okolicy, czy jest niebezpieczny dla pozostałych mieszkańców wioski i jakie tajemnice skrywają zamieszkujący tam ludzie? Czy to wilk jest winny morderstw w Wilkach? O tym pisze Grzegorz Wielgus, któremu, jak się okazuje, w sercu gra nie tylko literatura fantasy, ale i krwawy kryminał, choc szczerze mówiąc, wplótł tu autor nieco opowieści, która może być uznana za fantastykę.

Pysznie wyszedł ten romans Wielgusa z kryminałem, bowiem wszystko się tu zgadza. Mamy i garść dość przerażających legend, historię z przeszłości, o której nie chcą wspominać mieszkańcy, duszną i ciężką atmosferę małej górskiej miejscowości oraz zagadkę, która została ładnie i zmyślnie opowiedziana i rozwiązana.

Kapitalny klimat książki doskonale wprowadza w czytelnika w meandry śledztwa. Jest duszno, szaro, nieprzystępnie, ale też całość okraszono tu solidną dawką legend, podbijających fabułę. Autor w lotny i oryginalny sposób nadał jej bieg, podzielił wątki, poplątał, ale summa summarum wybornie je ze sobą ostatecznie połączył. Cały ten zabieg stworzył wyjątkową i niezwykle interesującą powieść.

Postaci są skomplikowane, wielowymiarowe i oryginalne. Próżno tu doszukiwać się niedopracowania czy choćby jednego bohatera z deficytami charakterologicznymi. Wszystko tu jest spójne, a dzięki takiemu silnemu kręgosłupowi, można zbudować oszałamiające historie.

Jest to pochłaniający, trzymający w napięciu kryminał, który dzięki wielu zwrotom akcji staje się lekturą nienudną i godną polecenia.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale stawia n