Jamie McGuire potrafi pisać romanse. Wychodzą spod jej pióra całkiem lekko i przyjemnie, gorzej jednak z filmem, który okazał się totalną porażką pod względem scenariusza, fabuły, ale też wyboru aktorów. Całe szczęście jednak, dziś o książce, a nie o tym filmowym paskudztwie.
Kolejna część historii o braciach Maddox, opowiada o Taylorze, który jest strażakiem i bierze udział w akcjach gaśniczych w Kolorado oraz o Falyn, dziewczynie z bagażem doświadczeń, która stanowczo odcina się od bogatych i snobistycznych rodziców, ciężko pracuje jako kelnerka i odkłada każdy grosz, by móc dokończyć sprawę z przeszłości. Dziewczyna nie szuka miłości, ale na jej drodze stanął mężczyzna z rodziny Maddox, który nigdy się nie poddaje. Nawet wtedy, kiedy się sparzy.
Niby historia jest sztampowa i przewidywalna, ale to, w jaki sposób jest przedstawiona, powoduje, że trudno odkleić się od tej opowieści. Jak to u McGuire bywa, i tutaj mamy przesłodką i arcyromantyczną historię. Wspaniały, troskliwy i wielki jak góra mężczyzna, który ma wysoce rozbudowany instynkt opiekuńczy oraz zraniona i nieufna dziewczyna, która boi się zakochać w obawie przed porażką. I mimo, że to historia znana, to czerpałam z niej ogromną przyjemność. Właśnie dlatego, że autorka tak dobrze umie pokazać relację między dwojgiem ludzi.
Mamy tu cały wachlarz uczuć. Czytelnik i wzruszy się, i zaśmieje w głos, ale też poczuje szybsze bicie serca, albo irracjonalną złość, którą spowodują oczywiście bohaterowie.
Poza tym, reszta się zgadza. Jest ognisty romans z fajnym zakończeniem, są emocje i gorące sceny łóżkowe, które zawsze się sprawdzają w romansach, no i są bohaterowie, którzy na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie nie pasują. To przyjemna lektura na raz.
Komentarze
Prześlij komentarz