Wszelkie powieści wampiryczne są mi nad wyraz miłe. I choć rzadko zdarzają się tak doskonałe jak "Dracula" Brama Stokera czy "Wywiad z wampirem" Anne Rice, to jednak większości daję szansę, a potem wyciągam wnioski.
Tym razem trafiła do mnie powieść angielskiej autorki, publikującej z powodzeniem swoje powieści na Wattpadzie. Rzecz dzieje się w jednym z tzw. domów wampirów, miejsc, w którym żyją i funkcjonują krwiożercze acz ucywilizowane kreatury. Po wygranym castingu trafiają tam też ludzie, którzy są ich dawcami. Irene jednak nie kieruje się zdobyciem tymczasowej sławy, czy też zarobieniem niemałych pieniędzy. Dziewczyna chce dowiedzieć się co stało się z jej siostrą, o której ślad zaginął kilka miesięcy wcześniej.
Mówi się, że nie da się wymyślić koła na nowo. Pełna zgoda! Warto jednak, szanując siebie i swoich czytelników choć odrobinę ruszyć głową, a nie sięgać po znane motywy, albo sugerować się innymi twórcami tak bardzo, że to aż kłuje w oczy.
Nawiązanie do "Zmierzchu" nie tylko pod względem charakterystyki postaci, ale też fabuły jest wyjątkowo widoczne. To samo tyczy się "Księgi wszystkich dusz", imion bohaterek, ale też ich obycia, wyglądu i problemów, z którymi się borykają. Autorka zapożyczyła też jedną z wampirycznych chorób, po odkryciu których zakazano tworzenia nowych wampirów. Wszystko to więc bardzo słabo trzyma się pionu i zupełnie rozjeżdża i irytuje.
I teraz tak: osoby, które czytają dużo, lubią powieści o wampirach, w większości zmrużą oczy z oburzenia, ale ci, którzy lubią lekkie historyjki o niczym to będą ukontentowani.
Komentarze
Prześlij komentarz