Musiałam wrócić do „Katedry w Barcelonie”, którą czytałam już jakiś czas temu, żeby móc wgryźć się w najnowszą historię. Odświeżyłam sobie postaci, klimat, tło historyczne i emocje, które towarzyszyły mi przy lekturze i nie żałuję ani jednej strony, bo dzięki temu mogłam w pełni docenić drugą odsłonę tej poruszającej sagi.
Cenię historię i literaturę osadzoną w czasach odległych od współczesnych, z radością więc zanurzałam się coraz głębiej w fascynujący, brutalny, a zarazem niezwykle plastycznie opisany świat XIV-wiecznej Barcelony. To nie tylko opowieść o ludziach, ale podróż w czasie, która pozwala spojrzeć na realia średniowiecza przez pryzmat losów jednostki.
Falcones kreśli obraz miasta rozdartego przez polityczne intrygi, walkę o tron i schizmy religijne. W tej bezwzględnej rzeczywistości, gdzie inkwizycja zbiera krwawe żniwo, a los Żydów zależy od przyjęcia chrztu, rozgrywa się dramat młodego Hugo Llora, chłopca z ludu, który zostaje brutalnie wyrwany z dzieciństwa przez egzekucję swojego mentora. To wydarzenie staje się początkiem drogi pełnej bólu, upokorzeń, ale też niezłomnej walki o godność, wolność i miejsce w świecie.
Losy głównego bohatera śledzi się tu z zapartym tchem. Jego droga wiedzie od nędznych stoczniowych warunków aż po salony królewskiego dworu, poprzez winnice, karczmy, niewolnicze trudny, zdrady, aż do miłości i przyjaźni. Nie jest to jednak bohater bez skazy, a człowiek z krwi i kości, który płaci wysoką cenę za pragnienie bycia wolnym i uczciwym.
Ildefonso Falcones jak zwykle nie zawodzi. Jego styl jest gęsty od szczegółów, ale nigdy nużący, szczegółowy acz ciekawy. Ogrom wiedzy historycznej procentuje wspaniałą, złożoną fabułą, a głęboki szacunek do ludzi, których życie w dawnych czasach rzadko trafiało na karty oficjalnych kronik tylko pogłębia moje uwielbienie do jego pióra. Dzięki niemu Barcelona z XIV wieku ożywa, czyniąc ją pełną zapachów, dźwięków, lęków i nadziei.
Nie sposób zakończyć tego inaczej niż wyrazem uznania dla Ildefonso Falconesa, który w swoich książkach łączy literacki kunszt z głęboką wiedzą historyczną, władając nimi niczym wytrawny dyrygent, z precyzją, pasją i wrażliwością. Jego powieści to nie tylko literacka uczta, ale też lekcja człowieczeństwa i przypomnienie, że historia to nie tylko daty i wojny, ale przede wszystkim losy ludzi: tych, którzy trwali, kochali, walczyli i nie poddawali się mimo wszystko.
Takie książki warto i trzeba czytać. Nie tylko dla przyjemności, nie tylko dla wiedzy. Ale po to, by budować w sobie moralny kręgosłup, uczyć się odwagi, wierności wartościom, szacunku dla drugiego człowieka i wiary w to, że nawet w najciemniejszych czasach warto pozostać sobą. Bo choć „Dziedzice ziemi” to opowieść o średniowieczu, to jej przesłanie jest bardziej aktualne, niż mogłoby się wydawać.
Komentarze
Prześlij komentarz