Przejdź do głównej zawartości

Yann Martel — Życie Pi

W literaturze XXI wieku niewiele jest powieści, które łączą ze sobą tak sugestywną metaforykę, duchową głębię i czystą przygodę, jak „Życie Pi”. To książka, która od momentu premiery nie przestaje fascynować, zarówno czytelników, jak i krytyków. Jej siła tkwi w umiejętności opowiadania o rzeczach fundamentalnych za pomocą niezwykłej, niemal baśniowej historii.



Bohater tej opowieści to szesnastoletni Piscine Molitor Patel, dla przyjaciół po prostu Pi. Jest młodym Hindusem o wyjątkowej duchowej wrażliwości. Wychowany w religijnym i kulturowym tyglu Pondicherry, Pi jednocześnie wyznaje hinduizm, chrześcijaństwo i islam, wierząc, że w każdej z tych tradycji kryje się cząstka prawdy o świecie. Kiedy jego rodzina postanawia wyemigrować do Kanady, chłopak wyrusza w podróż, która na zawsze zmieni jego życie. Zmienia je jednak nie Kanada, lecz katastrofa na Pacyfiku. Po zatonięciu japońskiego frachtowca Pi trafia do szalupy ratunkowej, gdzie towarzyszą mu ocalałe z okrętu zwierzęta: ranna zebra, agresywna hiena, samica orangutana oraz tygrys bengalski o złowrogim imieniu Richard Parker. 

Martel kreśli ten obraz z rozmachem, przywodząc na myśl magiczny realizm, a w rzeczywistości taka koegzystencja byłaby niemożliwa, ale autor celowo zawiesza prawa natury, tworząc przestrzeń na opowieść o nadziei, instynkcie przetrwania i duchowym dojrzewaniu.

To nie tylko historia chłopca i tygrysa dryfujących przez 227 dni po oceanie. To swego rodzaju konstrukcja powieściowa, która w pewnym momencie pęka i ukazuje czytelnikowi drugą, znacznie bardziej realistyczną i zdecydowanie mroczniejszą wersję wydarzeń. Bez zwierząt, bez baśniowego uroku, za to z brutalną walką o życie i cieniem ludzkiej przemocy. Autor zmusza odbiorcę do zastanowienia się nad granicą między prawdą a fikcją.

To właśnie w tej dwuznaczności tkwi niezwykła siła powieści. Martel celuje w wiarę i jej różne formy, tworząc z niej tarczę chroniącą przed rozpaczą, a opowieść czyni sposobem na ocalenie własnego człowieczeństwa w obliczu absolutnego chaosu.

„Życie Pi” to jedna z najważniejszych i najgłębiej poruszających książek ostatnich dekad. To historia, którą czyta się jak przygodową powieść, ale która na długo zostaje w świadomości, prowokując do rozmów o religii, moralności, naturze prawdy i sile ludzkiego ducha. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...