Przejdź do głównej zawartości

Michał Śmielak – Wnyki

 Po premierze całkiem niezłego "Znachora", który rąbnął czytelników w czuły punkt, Michał Śmielak obmyślał plan na nową powieść. No i wykoncypował. Zastosował słynny trik autorów zajmujących się pisaniem kryminałów, obmyślił więc układankę, wszystko to pociachał na małe elementy, a potem pomieszał w wielkim worze, wysypał przed czytelnikami i rzekł: – Bierzcie i pijcie, bo to jest... A, racja, to będzie później, tak naprawdę to wskazał na te puzzle i powiedział:  Bawcie się!



Umyślił sobie autor, że w roli głównego bohatera obsadzi młodego policjanta, który to w przeszłości pretendował do służenia Najwyższemu, ale mu się po drodze odwidziało i wziął się za wsadzanie za kratki zwyroli. Kosma, bo o nim mowa, ma za wuja biskupa, który w porozumieniu z jego przełożonymi, wysyła go na totalną wieś, żeby sprawdził, gdzie podziewa się zaginiony młody ksiądz, który wysłany tam został za karę, celem odbycia pokuty. Na miejscu okazuje się, że sprawa jest tajemnicza, dziwna, ludzie nie współpracują i do tego straszą nowo przybyłego Chrystusem schodzącym z krzyża, który to wymierza grzesznikom sprawiedliwość.

No i wsadził Śmielak kij w mrowisko, a potem potrząsnął nim z całą mocą i rozsypał ten pięknie uklepany kopczyk pracowitych stworzeń. Tak, moi drodzy, jest to książka poświęcona głównej mierze księżom i wierzącym. Jeśli więc jesteście osobami silnie związanymi z KK to nie radzę tej książki czytać, a jeśli lubicie trudne tematy i całkiem logiczne i świeże spojrzenie na ten przybytek, to uprzejmie donoszę, że będziecie zachwyceni.

Tytaniczna praca włożona przez autora procentuje. Umiejętnie wplótł w fabułę szereg legend i podań, przyprawił to sobie historycznymi smaczkami, co nieco ubarwił własną inwencją, potem pogrzebał w dostępnych raportach o tuszowaniu przez kościół przewinień księży, wmanewrował w cały ten bigos kilka postaci i wszystko to owiał tajemnicą.

A, że zrobił to nad wyraz sprawnie, toteż czytało się "Wnyki" z wypiekami na licu. Wywlókł na światło dzienne bardzo niewygodne fakty dotyczące Kościoła, wskazał sieć intryg i pewną zależność, która ma miejsce zawsze, kiedy winę za jakąś zbrodnię czy gwałt ponosi ksiądz. Świetnie pokazał metody tuszowania tych przestępstw i prób przekupywania ofiar.

Autor skupił się na ludziach zamieszkujących małe miejscowości. Zwrócił uwagę na pewną przaśność i ślepią wiarę w Boga. Ukazał ludzi z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wskazał i wady, które biorą się z przebywania ciągle w jednym miejscu, chorego zaufania i kultywowania tradycji, ale też zalety, cudownie kojarzące się z rodziną, domem i sielskim życiem w zgodzie z Dekalogiem.

To była doskonała i wielogodzinna przygoda, której długo nie zapomnę. Dopracowana, przemyślana i logiczna, okraszona dawką absolutnie genialnych dialogów i otoczona wianuszkiem postaci pysznych i wyrazistych. Polecam Wa tę zagadkę kryminalną, całą swoją duszą!

PS

Panie Śmielak, 

jak się Pan kiedy zdecydujesz napisać jaką książkę kulinarną, to ja się proszę Pana zgłaszam do sprawdzenia. Będę czytała jak zła! Tak smakowicie o jedzeniu nie napisał od dawna nikt, a Kosma, to smakosz i poczciwina, któren je takie pyszności, ze na samo wspomnienie w brzuchu mi burczy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...