Przejdź do głównej zawartości

Ewa Pruchnik – W cieniu dobrych drzew

 Kiedy skończyłam czytać książkę Ewy Pruchnik, zastanawiałam się długo w jaki sposób mam o niej opowiedzieć, by moje słowa nie były pompatyczne lub patetyczne. Postanowiłam więc zrobić to zgodnie z uczuciami, które towarzyszyły mi podczas lektury.



Opowieść, którą utkała autorka oscyluje wokół dwojga ludzi, których we wczesnej młodości połączyła pierwsza miłość. Niewidoma, obdarzona niezwykłym talentem pianistka, zakochuje się bez pamięci w człowieku – duchu, który przez około trzy tygodnie zakrada się do niej co noc, po to by wysłuchać nocnych koncertów fortepianowych i nacieszyć oczy niezwykłym widowiskiem. Te romantyczne noce mijają jednak szybko, losy młodych rozchodzą się w różnych kierunkach, ale pamięć o miłosnych uniesieniach, nie tylko fizycznych, będzie im towarzyszyła całe życie.

To nie jest zwykła powieść obyczajowa, którą zapomina się kilka dni po przeczytaniu. W przypadku tej książki jest inaczej. Autorka wyładowała ją po brzegi potężnym ładunkiem emocjonalnym, który rozwija się niczym kolorowy wachlarz gejszy i pozwala na dozowanie go w odpowiednich dawkach. Początkowo historia oczarowuje, owija czytelnika wstęgami tajemniczości i pierwszych, nieśmiałych prób poznawania drugiego człowieka. Dopiero w drugim etapie, pozwala na poznanie poszczególnych postaci i stopniowe rozwiązywanie tajemnic, które wokół nich się namnożyły. Finalnie, opowieść wcale nie zabarwi się na różowo, ale czy szczęśliwe zakończenia muszą właśnie takie być?

To była przepiękna, oniryczna i marzycielska opowieść o sile miłości, nieprzepracowanych traumach i zaglądaniu we własną duszę. Nieco filozoficzne podejście do tego, co dzieje się w ludzkiej duszy. Zderzenie romantyczności, doznań muzycznych i duchowych z prozą codzienności i decyzji podejmowanych z myślą o przyszłości.

Gorąco polecam tę piękną, nieoczywistą i pełną bólu powieść. Niech i Was ta piękna literatura poniesie na skrzydłach wyobraźni. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn