Przejdź do głównej zawartości

Robert Harris – Monachium w obliczu wojny

 Po bardzo udanym "V2", po kolejną pozycję Harrisa sięgnęłam w ciemno. Dużo oczekiwałam, tyle też otrzymałam. Nie żałuję ani minuty.



Kiedy Hitler krok po kroku przygotowywał się do najkrwawszej w dziejach wojny, w Wielkiej Brytanii, premier rządu robił wszystko by zawrzeć rozejm z Niemcami i nie dopuścić do rozlewu krwi. Summa summarum skończyło się to rocznym rozejmem, dzięki któremu Wyspy mogły się lepiej przygotować do obrony, ale Hitler w tym czasie wytrwale brnął dalej. Tyle, jeśli chodzi o rys historyczny. Wokół tych wydarzeń Harris uplótł swoją intrygę i pokazał co by było gdyby...

Bardzo podobała mi się historia, którą wokół prawdziwych wydarzeń, tak sprytnie rozpisał Harris. Postawił na postaci, które z biegiem lat albo całkowicie zmieniają poglądy, albo też pozostają przy swoich przekonaniach, robiąc wszystko, by działać zgodnie z nimi i swoim sumieniem. Dwóch przyjaciół ze studiów – Niemiec i Brytyjczyk, kiedyś łączyło ich wszystko, teraz, po sześciu latach dzieli polityczna przepaść. Choć jak się szybko okazuje nie do końca.

Jak to u autora bywa, i tutaj postawił czytelnika przed ważnym pytaniem. Czy będąc na miejscu jednego z bohaterów, znając pewne fakty, które mogły zaważyć na bezpieczeństwie Europy i ocalić miliony ludzi, miałabyś/miałbyś w sobie tyle odwagi, by zamordować człowieka? Czy to, co właśnie chcesz zrobić będzie świadczyło o twojej odwadze i poświęceniu czy też zupełnie odwrotnie – sprawi, że będziesz się jawił jako człowiek bezwzględny i okrutny. 

Ta książka, szczególnie teraz, kiedy u naszych wschodnich sąsiadów trwa jeszcze walka na argumenty, kiedy jeszcze jest szansa na to, by nie rozpoczynać kolejnej wojny  jest wyjątkowo aktualna. Przeraża swoją uniwersalnością i analogicznymi elementami, a szczególnie tym, że jedynie zmieniło się nazwisko potencjalnego agresora.

Nieprawdopodobnie dobra to była książka. Strach i obawy przed wrogiem były niemal namacalne, a wartka akcja i ciągłe problemy, które napotykali na swojej drodze bohaterowie, dodatkowo trzymały w napięciu. Ekranizacja też całkiem niezła.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn