Gdyby nie to, że skończyłam czytać tuż po pierwszej w nocy, to wzniosłabym okrzyk radości, niczym Osioł w Shreku: Łuhuuuu! Ja chcę jeszcze raz! Bo okazuje się, że Michał Śmielak, siedząc sobie wygodnie w swoich czterech ścianach, zabrał mnie do najkrwawszego parku rozrywki, zostawił na środku placu i kazał odwiedzać kolejne pokoje. No i wlazłam do każdego, a zachwycona i kryminalnie dopieszczona, opowiadam, co następuje.
Wiedzieć Wam trzeba, że "Inkwizytor" to kontynuacja książki, którą autor debiutował, czyli "Znachora". Rozszerzył więc sobie pisarz pole manewru, dodał kilku bohaterów więcej i utkał historię o człowieku wymierzającym sprawiedliwość w brutalny i krwawy sposób, i zawarł tę treść w ponad pięciuset stronach. I każda z ich jest lepsza od poprzedniej.
W słynnym skeczu poznańskiego Kabaretu "Tey", w którym Bohdan Smoleń wcielił się w rolę pani Pelagii opowiadającej o produkcji bombek w zakładzie, padło hasło: – Bez kozery powiem pińcet! No to ja dziś powiem, że bez kozery, to moja ulubiona powieść Śmielaka. Nie to, że targa mną jakaś kokieteria lub próba lizusostwa. Ot, chwalę, bo szalenie mi się ta historia podobała.
To, co powoduje, że połykam książki Śmielaka jak pelikan, to doskonałe poczucie humoru, umiejętne wplatanie ironii i sarkazmu oraz rzutkie i satysfakcjonujące dialogi, które toczą się gładko i nigdy bez sensu. Każdy z bohaterów ma coś do powiedzenia i zawsze jest to rzecz doskonale ilustrująca daną scenę, choćby to jedynie było soczyste przekleństwo.
Postaci są świetnie wyważone, charakterne, czupurne, pełne sprzeczności i ludzkich przywar. Każda z nich jest doskonale dopracowana i poprowadzona w fabule dokładnie tak jak być powinno. I choć czasem nitki niektorych z nich skręcają w nieodpowiednią stronę, to jednak szybko wracają na wyznaczony tor. Najfajniejszym bohaterem jest Henry i... (żeż, do diaska! Panie Autor!) to on powoduje, że niektóre sceny wręcz kipią od niewypowiedzianej złości, lub wprost przeciwnie, są pełne humoru.
Jak i w poprzednich powieściach, i tutaj odczuwa się wręcz namacalnie ogrom pracy, które autor włożył w przygotowania. Nic tu nie jest pozostawione przypadkowi, wszelkie podobieństwa i historyczne niuanse są wypunktowane i świetnie wytłumaczone, a czytelnik przyswaja tę wiedzę szybko i bezboleśnie.
To doskonały kryminał. Arcyciekawy, wielowymiarowy i tak pysznie rozpisany, że jak zaczniecie czytać to przepadniecie.
PS Brakowało mi opisów jedzenia, które tak rozkosznie rozpisał autor we "Wnykach". Musiałam więc się zadowolić opisami schłodzonej czystej, która lała się tu od czasu do czasu i smaluszkiem na chlebku.
Komentarze
Prześlij komentarz