Przejdź do głównej zawartości

Agata Kunderman – Wody czerwone

 "Wróżda" to kawał dobrze skonstruowanego kryminału, który zachęcił do przeczytania kolejnej powieści. A, że nie trzeba było długo na nią czekać, toteż z głowy nie wyparowały mi jeszcze zdania z tegoż debiutu. Tym razem jednak autorka wskoczyła w głębokie tonie wód czerwonych i zachwyciła, a trzeba Wam wiedzieć, że ta książka jest dużo mroczniejsza i bardziej skomplikowana od poprzedniej.



Ta kojarząca się z reportażem Wojtka Bojanowskiego historia o "Wodach czerwonych" ma miejsce w niewielkim, malowniczym, uzdrowiskowym miasteczku. Szybko jednak okazuje się, że sielankę tego uzdrawiającego miejsca przerywa tragiczne w skutkach odkrycie. Ktoś znajduje w lesie beczki z niebezpiecznymi substancjami, a w jednej z nich zostają ujawnione zwłoki, a właściwie szkielet. Rozpoczyna się walka z czasem i próba rozwiązania tragicznej zagadki.

Świetnie to autorka wszystko rozpisała. Najpierw zderzyła ze sobą dwa światy: małomiasteczkowy i wielkomiejski, potem skonfrontowała ze sobą głównych bohaterów i na tej kanwie postawiła solidne fundamenty pod kryminalne śledztwo, które wcale z początku nie rusza z kopyta.

To świetna, rzutka i ciekawa historia, która plącze się ciągle niczym węzeł gordyjski i wcale nie da jej się rozpłatać jednym stanowczym cięciem. Tu trzeba tak zwanego pomyślunku i cofnięcia się do przeszłości, a potem składania wszystkich elementów w całość. Bo oprócz śledztwa, autorka władowała tu też potężną bombę emocjonalną w postaci mobbingu, problemów alkoholowych i chorób psychicznych, z którymi można i trzeba walczyć, trzeba tylko poprosić o pomoc.

To naprawdę dobra powieść. Nie doszukałam się tutaj dziur fabularnych, ani sztucznych wypełniaczy, podobali mi się bohaterowie i to w jaki sposób cała historia się rozgrywa. Nie było nudno, śledztwo nabierało rumieńców, akcja przyspieszała, by koniec końców zaskoczyć i ukontentować.

Polecam gorąco z całego mojego kryminalnego serca.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn