Przejdź do głównej zawartości

Anna Sczypczyńska – Glass Hills

 Pecha miałam ostatnio do romansów. Albo były niedopracowane i mierziły infantylną treścią, albo były po prostu tanim erotykiem, który fabuły nie miał w ogóle. I tak działo się już od paru tygodni, aż nagle pojawiła się Anna Szczypczyńska, dzierżąc w dłoni swoją książkę i odczarowała romanse.



Rzecz dzieje się w Szklarskiej Porębie, miejscu, w którym mieszkańcy walczą o zachowanie kultury danego miejsca, o szacunek dla przyrody i przyszłość związaną z widokiem na góry, których nie przysłaniają deweloperskie kolosy. Jedną z takich osób jest Mila, pracująca w miejscowej księgarni. Na jej drodze staje tajemniczy syn dewelopera, Alex z Warszawy, do którego dziewczyna odczuwa galopującą antypatię. Szybko jednak okazuje się, że od nienawiści do miłości jest jeden krok...

To była  bardzo przyjemna lektura, która pięknie i logicznie przedstawiała kolejne etapy zauroczenia: od niechęci, poprzez nienawiść, aż do gorącego uczucia, które możee zranić, ale też dać nadzieję na lepsze jutro.

Powieść lekka jak piórko, ale napisana bardzo ładnie, z szacunkiem do czytelniczek. Zawiera w sobie nie tylko piękną i przesiąkniętą chemią relację pomiędzy głównymi bohaterami, ale też nienachalną garść informacji o problemach zdrowia psychicznego, walką z demonami i wypaleniem zawodowym. Najwięcej jednak miejsca, autorka poświęciła rozbuchanej do granic możliwości, szeroko pojętej deweloperce, która nastawiona li i jedynie na zysk, nie patrzy na przyrodę, zabytki, kulturę i stawia swoje apartamentowce, zabijając tym samym to, co dała przyroda i co kochają ludzie.

Bardzo polecam tę książkę wszystkim wielbicielkom romansów, relacji międzyludzkich, ale też tym, którzy nie umieją odpoczywać i borykają się z problemami. Świetna alternatywa wypoczynkowa do wyjazd do Szklarskiej Poręby i wycieczka po ametysty lub szlakiem starego budownictwa. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn